Po ośmiu miesiącach spędzonych w północnokoreańskim obozie pracy Aijalon Mahli Gomes wsiadł wczoraj w Phenianie do samolotu wraz z Carterem i odleciał do Ameryki. Na twarzy 31-letniego Amerykanina, który przed zatrzymaniem uczył angielskiego w Seulu, widać było wycieńczenie, ale i wielką ulgę.
W styczniu Gomes postanowił pojechać do Chin i przekroczyć granicę między tym krajem i Koreą Północną. Nie wiadomo, co go do tego skłoniło i czy zdawał sobie sprawę, na jak wielkie niebezpieczeństwo się naraża. Został schwytany i skazany na osiem lat ciężkich robót oraz grzywnę w wysokości 600 tysięcy dolarów.
Według północnokoreańskiej agencji prasowej KCNA próbował niedawno popełnić samobójstwo. Dzięki mediacji Cartera, który przyleciał do Phenianu w środę, Gomes został ułaskawiony przez samego Kim Dzong Ila. Misja amerykańskiego noblisty miała wymiar nie tylko humanitarny, ale i polityczny. Podobnie jak zeszłoroczna „prywatna wizyta” innego eksprezydenta Billa Clintona, który udał się do Phenianu, by uwolnić dwie amerykańskie dziennikarski aresztowane pod podobnymi co Gomes zarzutami. Ponieważ Waszyngton i Phenian nie utrzymują relacji dyplomatycznych, a USA odmawiają bezpośrednich rozmów z Koreą Północną do czasu normalizacji stosunków, takie nieoficjalne wizyty byłych przywódców są jedyną okazją do przekazania drugiej stronie ważnego komunikatu politycznego.
Carter spotkał się w Phenianie m.in. z człowiekiem numer dwa w hierarchii władzy Kim Jung Namem. Rozmawiali o sześciostronnych negocjacjach w sprawie denuklearyzacji Korei Północnej, zamrożonych od końca 2008 roku. „Kim Jung Nam wyraził w imieniu rządu KRLD wolę denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego i powrotu do rozmów sześciostronnych” – podała KCNA. USA domagają się, by Phenian najpierw powrócił do realizacji porozumienia w sprawie rezygnacji z programu atomowego.