Gubernator Teksasu – jeden z faworytów zażartej walki o republikańską nominację – od kilku miesięcy nie najlepiej wypada w debatach telewizyjnych. Konserwatystom szczególnie to jednak nie przeszkadzało, ponieważ Ricka Perry'ego cenią bardziej za to, że potrafił stworzyć w swoim stanie mnóstwo nowych miejsc pracy, a nie za jego retoryczne umiejętności.
W środowy wieczór Perry skompromitował się jednak tak bardzo, że zdaniem części komentatorów może nie zdołać się już podnieść. Wpadł, kiedy próbował przekonać telewidzów, że najlepiej ze wszystkich kandydatów wie, jak walczyć z deficytem budżetowym. – Jeśli zostanę prezydentem, zamknę trzy agencje rządowe: handlu, edukacji... – mówił Perry, pokazując na palcach kolejne ministerstwa przeznaczone do likwidacji. Gdy przyszła kolej na trzecie ministerstwo, Perry nie mógł sobie przypomnieć jego nazwy. – Które jest to trzecie? – zastanawiał się głośno, a na sali wybuchły salwy śmiechu.
– EPA (Agencja Ochrony Środowiska) – podpowiedział mu Mitt Romney. – Tak, EPA! – ucieszył się Perry. Ale zapytany przez dziennikarza, czy rzeczywiście chodzi mu o tę agencję, zaprzeczył. – Nie, nie EPA. Pozbyć się resortu edukacji, handlu i... zastanówmy się... nie mogę sobie przypomnieć. Przepraszam. Ups! – przyznał Perry, wywołując znów śmiech na sali. Dopiero po czasie przypomniał sobie, że chodziło mu o Departament Energii.
– Sądzę, że Perry może nieco odrobić straty, ale nie odzyska już pozycji faworyta. Dla wielu ludzi był to bowiem sygnał, że nie jest on gotowy, by zostać prezydentem USA – mówi „Rz" Dewey Clayton, profesor z Uniwersytetu Louisville, i podkreśla, że w czasach YouTube'a wpadkę Perry'ego obejrzy o wiele więcej osób niż samą debatę.