Lektura kalendarium wydarzeń z udziałem unijnych komisarzy jest pouczająca. W szczególności agenda francuskiego komisarza Pierre Moscovici pokazuje jak dalekie od rzeczywistości jest określenie unijny komisarz. W przypadku byłego ministra we francuskim rządzie bardziej pasowałoby określenie "francuski".
Prawie wszyscy komisarze wracają na weekend do swoich krajów, gdzie większość z nich ma rodziny. Zdarza im się przedłużyć weekend i wziąć przy okazji udział w jakimś unijnym wydarzeniu i spotkaniu. Elżbieta Bieńkowska w jeden z piątków była w polskim Senacie, w inny piątek miała serię spotkań w ministerstwie gospodarki, a w jeszcze inny występowała na wspólnej imprezie z premier Ewą Kopacz. W jeden z poniedziałków spotkała się w rodzinnych Mysłowicach z szefem niemieckiej sieci Kaufland. Jej duńska koleżanka zajmująca się konkurencją Margrethe Vestager też wykorzystała kilka piątków: a to na spotkanie z ministrami w duńskim rządzie, a to na udział w konferencji. Łotysz Valdis Dombrovskis również w piątki bywał w Rydze na odczytach, czy konferencjach, podobnie jak Estończyk Andrus Ansip w Talinie, Portugalczyk Carlos Moedes w Lizbonie, Hiszpan Arias Canete w Madrycie, czy Brytyjczyk Jonathan Hill w Londynie. Jeszcze bardziej aktywny jeśli chodzi o wydarzenia w swoim kraju rodzinnym jest Niemiec Gunther Oettinger. O ile jednak większość tych wydarzeń można uzasadniać zalecaną przez samego przewodniczącego KE chęcią promowania idei unijnej w kraju i utrzymywania kontaktów z administracją rządową, to w żaden sposób nie da się tego odnieść do agendy Pierre Moscovici.