– To nie jest zwykły konflikt, ale drastyczny przykład mobbingu, który został zlekceważony – twierdzi Anna Makowska, prezes Krajowego Stowarzyszenia Antymobbingowego. Jak tłumaczy, zdobycie dowodu w sprawie mobbingu jest zwykle bardzo trudne, ale w tym przypadku się udało. – Prokuratorowi to nie wystarczyło, więc pytam, co jeszcze trzeba zrobić, by ktoś zajął się tą panią? Czy ockniemy się dopiero wtedy, gdy komuś stanie się krzywda? – pyta Makowska.
Nauczycielka z podstawówki w Łukowie na Lubelszczyźnie Czesława Wereszczyńska czuła się prześladowana przez koleżanki z pracy. Postanowiła nagrać ich rozmowy. Ukryła dyktafon i z nagrań dowiedziała się, że skonfliktowane z nią nauczycielki zamierzają „psychicznie ją wykończyć”. „Tę sukę Czesię, żeby tak ujarzmić. Mówię ci, żeby tak upier...” – padło podczas jednej z rozmów.
Zdaniem Wereszczyńskiej dwie najbardziej dokuczliwe nauczycielki, przygotowując intrygę, wykorzystywały znajomości i wpływy w organach ścigania – mąż jednej z nich to komendant powiatowy policji w Łukowie, druga (żona radnego) powoływała się na znajomość z zastępcą prokuratora rejonowego.
Kiedy znaleziono ukryty dyktafon, nauczycielki doniosły na Wereszczyńską do prokuratury. O tym, czy będzie śledztwo w tej sprawie, zadecyduje sąd. Wereszczyńska uznała, że nagrania wystarczą, by udowodnić nauczycielkom groźby karalne pod jej adresem i także złożyła zawiadomienie do prokuratury. Śledczy sprawę umorzyli.
Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie, poinformowała, że prokurator prowadzący śledztwo przekazał materiały do lubelskiego kuratora oświaty z sugestią „oceny zachowania nagranych nauczycielek od strony etyczno-moralnej”.