Po kilku miesiącach od rozpoczęcia wojny na Ukrainie MSWiA ustaliło wreszcie, że jest w Polsce ponad 4 tysiąca schronów i 57 tys. miejsc ukrycia. Wiemy też, że może się w nich ukryć niewielki procent mieszkańców Polski. Są tam miejsca dla ok. 1,2 mln osób. To nie jest dobra wiadomość.
Aleksander Fiedorek: Tak. Niestety w wielu miastach, w tym dużych ośrodkach, nie były prowadzone w ogóle ewidencje budowli ochronnych. Dochodziło do sytuacji, gdy dana jednostka samorządu terytorialnego twierdziła, że na swoim terenie nie ma żadnego takiego obiektu, gdy w rzeczywistości eksperci mogli ich wskazać dziesiątki. Niestety obrona cywilna głównie ze względu na braki budżetowe była dziedziną zaniedbaną, po części wynikało to też właśnie z braku świadomości zagrożeń. Zwykle tą tematyką zajmowali się pasjonaci. Tymczasem takie obiekty są ważne nie tylko w przypadku wybuchu wojny, ale też katastrof naturalnych, czy też np. wycieku chemicznego z zakładu przemysłowego, lub elektrowni jądrowej, które znajdują się w sąsiednich krajach.