Sebastian Jurek nie radził sobie w szkole i w wieku 15 lat trafił do ośrodka wychowawczego. Przebywając już w zakładzie, chłopak przyjechał do mamy na przepustkę, skarżąc się, że jest źle traktowany. Wkrótce uciekł z ośrodka z dwoma kolegami i zaginął bez wieści. Było to w 2004 r. pod Krakowem. Przez 13 lat rodzina nie miała o nim żadnej informacji.

Okazało się, że już na drugi dzień po ucieczce chłopca znaleziono martwego na torach kolejowych. Matka Sebastian wskazuje, że w dniu ucieczki ośrodek zawiadomił o jego zniknięciu dwie komendy policji. Co więcej, Sebastian miał w kieszeni list od matki. Był tam jej adres, a także dwa numery telefonów: do wychowawczyni i brata.

Śledczy nie powiadomili jednak matki, a chłopiec został pochowany jako osoba nieznana. Zamknięto również szybko sprawę jego śmierci. Nie sprawdzono, co się wtedy stało, czy wpadł pod pociąg, czy ktoś go wepchnął. Śledczy uznali, że to było samobójstwo, i sprawę umorzyli.

W jaki sposób ustalono tożsamość nieznanej ofiary?

W wyniku nowelizacji przepisów od rodzin osób zaginionych trzeba pobierać próbki DNA. Śledczy dotarli więc do kobiety od lat poszukującej syna. Po analizie materiału genetycznego matki oraz ofiary znalezionej na torach w w 2004 roku okazało się, że to zaginiony Sebastian.