Beata miała 18 lat i chodziła do technikum. Jej najbliższa przyjaciółka Ania była 16-letnią gimnazjalistką. O ich ostatnich godzinach życia niewiele wiadomo. W niedzielę były Zielone Świątki. Dziewczyny były na ognisku w Szaflarach. Około godziny 23 wróciły do wsi Bór koło Nowego Targu, do domu Ani.
– Próbowałam z córką rozmawiać, ale ona nie chciała. Potem poszła odprowadzić do domu Beatę – opowiada zapłakana matka Ani. Męża nie ma w kraju, pracuje w Irlandii.
Według relacji rodziny Ani Beata wysłała esemesa do swego dawnego chłopaka Łukasza, w którym napisała, że chce popełnić samobójstwo. Oddzwonił prosząc, by tego nie robiła i że zaraz przyjedzie. Ale Beata powiedziała tylko: – Już nie zdążysz!
Łukasz przyjechał w 20 minut. W starej stodole w gospodarstwie rodziców Beaty zobaczył wiszące na sznurach dwa ciała. – Najpierw widział ich nogi. Myślał, że siedzą na górze, że to były tylko żarty... – ojcu Beaty łamie się głos. Przyjechały dwie karetki pogotowia, ale lekarze nic nie mogli zrobić.
W stodole zostały dwa sznury przewiązane wysoko na belce. W sianie leży sportowy but, jakieś ubrania. Obok butelka po słowackiej wódce Svestka. Czy piły ją dziewczyny, nie wiadomo. – To było samobójstwo. Wykluczyliśmy udział osób trzecich, prowadzimy dochodzenie – mówi rzecznik małopolskiej policji Dariusz Nowak.