Choć mam wrażenie, że sama dopiero co ukończyłam aplikację adwokacką, z kalendarzem nie sposób polemizować – od egzaminu wstępnego upłynęło 16 lat. Myślę, że mogę sobie zatem pozwolić na spostrzeżenia, „jak to było za moich czasów” i jak aplikancka rzeczywistość wygląda obecnie.
Aktualnie młodzi prawnicy, choć nie cieszą się powszechnym i równym dostępem do równie zaangażowanych w szkolenie patronów, mogą czerpać wiedzę z wielu źródeł. Mają możliwość dokształcać się na własną rękę, podejmować praktyki i staże także poza instytucjami wymiaru sprawiedliwości, czerpią wiedzę z kursów, szkoleń i wykładów – odpłatnych i tych dostępnych bez wkładu finansowego. Niezależnie, czy aplikant adwokacki lub radcowski bądź osoba zamierzająca podejść do egzaminu zawodowego na podstawie stażu chcą się nauczyć zawodu i uzyskać oczekiwane profesjonalne uprawnienia, jest to możliwe, jeśli wykażą się zaangażowaniem, determinacją i odłożą choćby niewielkie środki. W teorii zatem możliwości nauki jest wiele, choć w praktyce decyzja, w co zainwestować i jakiemu podmiotowi szkoleniowemu zaufać, może nie być prosta. Dziś jednak w gruncie rzeczy nie o tym.
Czytaj więcej
Ani niegdyś palestra nie była wolna od wad, ani dziś nimi nie stoi.
Zastanawiam się, gdzie w przygotowywaniu aplikantów do egzaminu zawodowego popełniono błąd i kogo on obciąża. W szczególności: dlaczego mimo niewątpliwych starań jest tak wielu ludzi, choć odbyli praktyki, zdali kolokwia, egzaminy i mają dopuszczenie do egzaminu najważniejszego – zawodowego, nadal nie czuje się do niego przygotowanych na tyle, by go po prostu zdać?
Czy to „wina” ich lekkomyślności lub braku zaangażowania w aplikację? A może problemu należy szukać gdzie indziej?