Targi i potyczki Solidarnej Polski z PiS nie są niczym nowym. W latach 2013–2014 negocjacje polityczne, przez wzajemne ataki i branie się na przeczekanie, trwały długo, aż w końcu Jarosław Kaczyński publicznie zaapelował do Zbigniewa Ziobry: „Wróć synu, ojciec czeka". I SP przez cztery lata współrządziła zgodnie z PiS. Aż do teraz. Czy dzisiaj dotychczasowi koalicjanci znajdą wspólny język na następne trzy lata? Łatwo i przyjemnie nie będzie, ale Ziobro z Kaczyńskim są na siebie skazani.
Przed rekonstrukcją rządu Zbigniew Ziobro dostał czarną polewkę od Jarosława Kaczyńskiego, który nie zgodził się na wcielenie Solidarnej Polski do PiS i mianowanie ministra sprawiedliwości wiceprezesem partii. Prokurator generalny stroszy piórka, gra na czas i deklaruje, że jego ugrupowanie poradzi sobie poza rządem. SP rzekomo ma prowadzić rozmowy z Konfederacją o wspólnych listach wyborczych i chce ruszyć na wieś, przedstawiając się jako obrońcy rolników. Plan zakładał przejęcie elektoratu wiejskiego, rozgoryczonego przyjęciem przez PiS ustawy o ochronie zwierząt. Ale ofensywa SP przegrywa z rzeczywistością, czyli zapowiedzią dymisji ludzi Ziobry z rządu i spółek Skarbu Państwa, a Solidarnej Polski z koalicji rządzącej. Po stronie PiS jest TVP i media związane z o. Rydzykiem. Porozumienie toczy negocjacje z PiS niezależnie od Solidarnej Polski. Ziobro został na placu boju sam jak palec. Strach zajrzał mu w oczy i podczas poniedziałkowej konferencji w Ministerstwie Sprawiedliwości zapowiedział chęć powrotu do rozmów z PiS.
Jednak pozycja Jarosława Kaczyńskiego również nie jest tak silna, jak się wydaje. Wyrzucenie Solidarnej Polski z rządu i wycięcie ludzi Ziobry ze spółek to działanie tyle łatwe, co niebezpieczne. Wojna na prawicy nie wzmocni PiS, a wcześniejsza elekcja to duże ryzyko. Politycy PiS mają świadomość, że przyśpieszone wybory, które odbyłyby się dopiero za kilka miesięcy, obecna władza mogłaby przegrać. Wewnętrzne niesnaski Zjednoczonej Prawicy mogą być przez Polaków odebrane jednoznacznie: pokłócili się o stołki. Do wyborów opozycja się pozbiera. Rządy PO i Hołowni, nawet z dobraniem koalicjanta w postaci PSL czy Lewicy, mogłyby nie tylko przeprowadzić Polskę przez czas kryzysu, co pokazał już rząd Tuska, ale również zostać na dłużej.
Wcześniejsze wybory byłyby przyznaniem się Kaczyńskiego do błędów i oddaniem władzy opozycji. Ostatnie lata politycznego życia prezes PiS spędziłby w ławach opozycyjnych, gdzie musiałby toczyć spory z Gowinem i Ziobrą, i rosnącą w siłę Konfederacją o hegemonię na prawicy.
Prezes już raz zaryzykował wcześniejsze wybory i przegrał. Kaczyński nie zrobi prezentu opozycji. Wcześniejszych wyborów nie będzie. A co z Ziobrą?