Rzeczywiście. Od wystąpienia w Berlinie minister Sikorski przepadł. Ani dobrych ani złych wiadomości. A działo się i dzieje.
Podobno całą koncepcję włączenia się w traktat fiskalny diabli wzięli. O tym było jednak w Sejmie cicho, gdy szef resortu podsumowywał prezydencję. Prezydencję, w której nie uczestniczył, bo premier pokazywał się z Dowgielewiczem.
Teraz minister powrócił jak kometa. Odgrzanym kotletem – znowu chce burzyć Pałac Kultury. A w to miejsce marzy mu się park centralny.
Inspiracja jest oczywista. Każdy, kto był w Nowym Jorku, jest pod wrażeniem genialnej oazy zieleni w środku urbanistycznego molocha. Tylko że władze Nowego Jorku, gdy 160 lat temu wpadły na ten pomysł, zagospodarowały ponad 300ha pustkowi zamieszkałych przez uciekinierów, zbiegłych niewolników. Niczego nie burzono, ale tworzono. I tu jest pies pogrzebany.
Gdyby Sikorski myślał jak prawdziwi Amerykanie, zaproponowałby taki park tam, gdzie może powstać. No, ale taki pomysł mógłby nie przebić się do mediów.
Ciężko komentować słowa Sikorskiego. Ręce opadają, gdy zajmuje się tego typu sprawami, zamiast rzeczowo wyjaśnić fiasko swoich i premiera starań o uczestnictwo w obradach państw eurolandu.