Błaszczak zauważył, że jeśli mówi się o wojnie między PO a PiS, wywołanej sporem o katastrofę smoleńską, to nie stoi za tym opozycja:
Jeśli ktoś chce wywoływać wojnę, to chyba Donald Tusk, nie zdziwię się jeśli wystąpi na konferencji prasowej w mundurze generalskim i zapowie wprowadzenie stanu wojennego. Wtedy (…) też dyktator Jaruzelski straszył Sowietami, którzy przyjdą i zrobią porządek. To ten sam sposób działania, ta sama retoryka wówczas wobec "Solidarności", a dziś Prawa i Sprawiedliwości.
Szef klubu PiS stwierdził, że jego partii ws. katastrofy smoleńskiej chodzi o to, żeby dojść do prawdy, a rządowi Donalda Tuska - nie.
Gdyby mu o to chodziło, to tydzień temu zamiast atakować opozycję z trybuny sejmowej, zgodziłby się na to, aby projekt uchwały PiS-u dotyczących zwrotu dowodów w sprawie katastrofy smoleńskiej był chociaż dyskutowany. A upadł, bo nie chciano nawet o tym dyskutować.
Błaszczak przypomniał, że Polska wciąż nie ma oryginałów czarnych skrzynek i wraku samolotu, który jest niszczony przez Rosjan.