Zapytany czy w polskiej polityce można powiedzieć wszystko, odpowiada:
Można! Ale problem polega na tym, czy to jest akceptowane w centrum politycznym, czy tylko gdzieś na obrzeżach. W każdym kraju są różni wariaci, którzy opowiadają niestworzone historie i snują jakieś niebotyczne plany. Ale nie są oni afirmowani ani tolerowani przez centrum. My zaś mamy do czynienia ze zdziczeniem centrum politycznego. To różni nas od większości cywilizowanych krajów. I tworzy istotne zagrożenie. Pan Grzegorz Braun nie występuje gdzieś na marginesie, tylko tam, gdzie przychodzą autorzy czołowych wielkonakładowych pism, a to, co robi i mówi, jest w jakiś sposób afirmowane. To powoduje, że jest on zaliczany do normy i tak też traktowany, podczas gdy normą absolutnie nie jest. W normalnych warunkach byłby potraktowany jako eksces marginesu. Stefan Niesiołowski i Janusz Palikot też oczywiście nieraz zasłynęli z wypowiedzi kontrowersyjnych, ale ich ton jest inny. U Palikota to jest happening, u Niesiołowskiego – emocja.
Żakowski twierdzi, że niebezpieczne wypowiedzi tworzą trudny do zerwania łańcuszek:
To musi się zacząć od wyrazistości na górze. Premier powinien powiedzieć, że nie akceptuje wypowiedzi Gowina. Minister sprawiedliwości powinien powiedzieć, że nie akceptuje tego nurtu publicystów, który zlewa się z Braunem czy panią Stankiewicz. Publicyści powinni odciąć się od radykalnej prawicy i takich klubów, takich środowisk, które ten ekstremizm afirmują. Ten łańcuszek akceptacji musi zostać przerwany, przecięty przez główny nurt polityki i życia publicznego. Inaczej zaraza będzie szła coraz wyżej. Jest szalenie niebezpieczne, że ultraradykałowie nie czują się częścią podziemia. To zachęca i przyciąga, bo tworzy wrażenie niewinności. Kościół też oczywiście jest problemem, bo jest tolerancyjny wobec takich postaw. Nie ma odwagi potępić przemocy w sposób jednoznaczny. (...) Tolerancja będzie prowadziła do kolejnych nieszczęść.