O nacjonalistach - rozsądnie

Marcin Celiński z "Liberte", udowadnia że istnieją jeszcze prawdziwi liberałowie.

Aktualizacja: 25.02.2013 16:35 Publikacja: 25.02.2013 15:58

Niestety nie o krwiożerczych polskich nacjonalistach pisał "Die Welt"

Niestety nie o krwiożerczych polskich nacjonalistach pisał "Die Welt"

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Fala oburzenia jaka pochłonęła tzw. liberalne środowiska w Polsce po tym, jak studenci z NZS próbowali zorganizować na Uniwersytecie Warszawskim spotkanie z udziałem przedstawicieli działaczy "Ruchu Narodowego" w piękny sposób obnażyła, na czym według liberałów polega ów liberalizm: wolność dla tych, którzy myślą tak jak my (tak na marginesie, uczelniane władze przynajmniej są konsekwentne - Uniwersytet Gdański właśnie odwołał spotkanie z aktywistami homoseksualnymi na temat związków partnerskich. Powodem miał być protest Młodzieży Wszechpolskiej). Na szczęście, są jednak jeszcze prawdziwi liberałowie. Głównie związani z niszowym raczej pismem "Liberte". Pisze jeden z nich, Marcin Celiński:

Budzimy się z narodowcami pod drzwiami wyższych uczelni. Budzimy się zaskoczeni, zniesmaczeni, rozgoryczeni. Organizacje lewicowe z okrzykiem „Faszyzm ante portas" interweniują u rektora UW, organizują apele do właścicieli lokali, gdzie mają być organizowane nacjonalistyczne koncerty czy imprezy. Nawet w środowisku liberalnym odzywają się głosy, że przeciwnikom demokracji nie należą się demokratyczne, konstytucyjne prawa.

Skutki takiej postawy - które zresztą właśnie się ujawniają w postaci protestów - są łatwe do przewidzenia. Celiński dodaje:

Są dwa zasadnicze powody, dla których nie wolno nam udawać, że nacjonalistów w Polsce nie ma. Pierwszy to zasada, którą będę do znudzenia powtarzał szczególnie tym z walczących z narodowcami, którzy odwołują się do demokracji liberalnej. Wolterowskie „ Nienawidzę tego, co mówisz, ale oddałbym życie, abyś mówił to co mówisz" dotyczy właśnie takiej sytuacji. Zbyt łatwo byłoby by być liberałem, gdyby wolność słowa ograniczyć tylko do mądrych wypowiedzi, a demokratyczne prawa przyznawać jedynie demokratom. Drugi powód to dowiedziona wielokrotnie nieskuteczność infantylnej metody: „jeśli zamknę oczy i nie widzę niebezpieczeństwa, to jestem bezpieczny". Narodowcy są, udawanie że ich nie ma, odmawianie im prawa do publicznej wypowiedzi, izolowanie od możliwości normalnej debaty nie spowoduje niczego, poza intensyfikacją kibolskich potańcówek.

Autor stawia przy okazji oczywistą, choć bardzo celną diagnozę.

Polskim problemem jest brak dialogu – nikt nie rozmawia z nikim. Z tego rodzą się nie napędzające się nawzajem konkurencją programową siły polityczne, ale zamknięte sekty oparte na wierze w proroków i przekonaniu o bezwzględnej wyższości nad resztą świata. Z braku rozmowy nikt z nas tak naprawdę nie wie, czegóż chcą ci straszni narodowcy. Nie lubią Środy i Michnika – ale chyba to nie jest cała ich tożsamość?

Ale to nie dialog sprawia, że rośnie oglądalność i zwiększa się sprzedaż gazet, tylko "wyrazistość". Mowa jest srebrem, ale krzyk złotem. Mimo wszystko warto próbować.

Publicystyka
Roman Kuźniar: 100 dni Donalda Trumpa – imperializm bez misji
Publicystyka
Weekend straconych szans – PiS przejmuje inicjatywę w kampanii prezydenckiej?
felietony
Marek A. Cichocki: Upadek Klausa Schwaba z Davos odkrywa prawdę o zachodnim liberalizmie
Publicystyka
Koniec kampanii wyborczej na kółkach? Dlaczego autobusy stoją w tym roku w garażach
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
analizy
Jędrzej Bielecki: Radosław Sikorski nie ma już złudzeń w sprawie Donalda Trumpa