Tuż przed piątą rocznicą katastrofy poznajemy czwartą wersję odczytów z kabiny pilotów rozbitego 10 kwietnia 2010 r. tupolewa. Pierwszą ujawnił MAK, drugą komisja Millera, trzecią na potrzeby wojskowego śledztwa zrobił krakowski Instytut Sehna. Nie sposób policzyć ile kopii zrobiono z oryginalnych rejestratorów, które są w Moskwie (sama komisja Millera kopiowała je kilkukrotnie, bo po przyjeździe do Polski okazywało się, że brakuje części zapisu).
Dość powiedzieć, że dopiero przed zrobieniem ostatniej kopii okazało się, że (jak twierdzi RMF FM, który ujawnia stenogramy) "w zamontowanym w tupolewie recorderze użyto taśmy niezgodnej ze specyfikacją producenta". Nowa kopia została zrobiona na innej częstotliwości niż dotychczasowe, w związku z czym udało się odczytać o 30 proc. więcej, niż do tej pory.
Co oznacza to więcej? RMF FM wybrał najważniejszego, jego zdaniem, fragmenty. Mamy, więc pełno wypowiedzi, które mają wskazywać, że w kabinie był dowódca sił powietrznych gen. Andrzej Błasik. Był też jeszcze ktoś, kto pił piwo, ale nie zidentyfikowano tej osoby. Było sporo zamieszania i hałasu, ale niestety nie wiemy nic więcej o końcówce lotu. Choć biegli twierdzą, że mikrofon rejestruje uderzenia w drzewa, to nie słychać żadnej reakcji załogi.
Nowe odczyty mają kwestionować ustalenia poprzednich biegłych prokuratury, którzy twierdzili, że na czarnych skrzynkach nagrały się też odgłosy z prezydenckiej salonki. To są rozmowy tylko z kabiny pilotów i z wejścia do niej. Dziwi jednak logika tych rozmów. O 8:15 i 33 sekundy mamy dialog:
"- Co to jest?