Pierwsza zasadza się na tym, że nasza dbałość o pieniądze publiczne jest bardzo umiarkowana i niezwykle stronnicza partyjnie. Bo przecież, jeśli słusznie ścigamy polityków PiS, którzy są oskarżani o zmarnowanie ok. 70 mln zł na przygotowania do zorganizowania tzw. wyborów kopertowych, to czy przynajmniej nie powinniśmy moralnie potępić tych, którzy są odpowiedzialni za konieczność przeprowadzenia niedzielnego głosowania?
Nie, nie zrównuję nielegalnego (prawdopodobnie) aktu wymuszenia na Poczcie Polskiej zabezpieczenia elekcji głowy państwa w 2020 roku z koniecznym z punktu widzenia prawa uzupełnieniem miejsca w Senacie w związku ze zrzeczeniem się jego sprawowania przez dotychczasowego posiadacza tego mandatu. W tym kontekście są to fenomeny nieporównywalne – jedno było (prawdopodobnie) nielegalne, drugie jest prawnie nie tylko dopuszczalne, ale także konieczne. Chodzi jedynie o to, że w obu przypadkach mamy do czynienia z trwonieniem środków publicznych.
Bogdan Klich leci do USA, czyli kto bogatemu zabroni
Bo przecież premier mógł na naszego przedstawiciela w stolicy USA wybrać kogoś innego niż Bogdan Klich. Kogoś niesprawującego funkcji publicznych lub przynajmniej takiego, w którego przypadku przenosiny za ocean nie wiązałyby się z kosztem kilku milionów złotych poniesionego przez podatników. Mógł to być jakiś dyplomata, naukowiec, minister, ewentualnie poseł (wówczas nie ma konieczności przeprowadzania wyborów uzupełniających, bo tak delegowanego posła zastępuje, bezkosztowo, następny z listy, o największej liczbie oddanych na niego głosów).
Czytaj więcej
Szef MSZ Radosław Sikorski zareagował w mediach społecznościowych na wypowiedź Andrzeja Dudy o Bogdanie Klichu, który – zdaniem prezydenta – „nie nadaje się na ambasadora Rzeczypospolitej w Stanach Zjednoczonych”.
Jednak rząd postanowił, że musi to być jego reprezentant w Senacie, co w sposób oczywisty musiało wiązać się z kosztami związanymi z wyłonieniem jego następcy w elekcji powszechnej. Jak widać, w Polsce dobrze się ma zasada wyrażona w sformułowaniu „Kto bogatemu zabroni?”. Władza mogła to zrobić, nie licząc się z publicznymi pieniędzmi, więc to zrobiła.