Jednym z haseł ukutych przez ideologów Prawa i Sprawiedliwości, które miały tłumaczyć pozycję Polski na świecie, był antypolonizm. Krytykują nas? Nie traktują nas tak, jak na to zasługuje dumny naród o tysiącletniej historii? Tak, bo kierują się antypolonizmem, antypolskimi uprzedzeniami, nienawiścią do narodu polskiego. To pojęcie wygodne, bo pozwala oderwać nasze relacje międzynarodowe od rzeczywistości (zachowanie państwa X jest reakcją na działanie państwa Y lub na odwrót), pozwala się poruszać wyłącznie po osi ideowych fantazji. W tym sensie krytyka naruszeń praworządności w Polsce nie jest następstwem trwającej pół dekady rozwałki sądownictwa, ale dowodem uprzedzeń, jakie żywią wobec naszego kraju przedstawiciele zachodnioeuropejskich elit.
W pewnym momencie okazuje się wręcz, że działa zasada „im gorzej, tym lepiej"! Paradoksalnie im gorsze mamy relacje międzynarodowe, im gorszą mamy opinię, tym bardziej widać skutki antypolonizmu (bo przecież nie naszych błędów!). W tym sensie idzie świetny czas dla rządzącego polską obozu Zjednoczonej Prawicy. Wizerunek Polski się pogarsza – zwolennicy tezy o antypolonizmie mogą tryumfować.
A powodów nie brakuje. Dymisja dr. Tomasza Greniucha z funkcji szefa wrocławskiego oddziału IPN wcale nie zamyka sprawy tej nominacji. Bo świat już obiegły zdjęcia członka kierownictwa państwowej instytucji odpowiedzialnej za politykę historyczną kraju, którego populację obywateli żydowskiego pochodzenia w 90 proc. pochłonął Holokaust, w geście faszystowskiego pozdrowienia. Straty już zostały wyrządzone na szczególnie trudnym polu, jakim są relacje polsko-żydowskie. Podobne były przy okazji wyroku na prof. Barbarę Engelking i Jana Grabowskiego. Filomena Leszczyńska ma prawo walczyć o dobre imię stryja, opisanego w ich książce Edwarda Malinowskiego. Ale jeśli zaczynają jej pomagać organizacje z zaplecza dobrej zmiany, powiązane z instytucjami państwowymi, idzie w świat przekaz, że Polska chce uniemożliwić historykom pisanie o Polakach, którzy zhańbili się morderstwami Żydów czy szmalcownictwem. Sąd nie nakazał historykom płacić odszkodowania, uznał, że „duma narodowa" nie jest dobrem osobistym, które miała naruszyć publikacja. Tych szczegółów nie wyjaśnił nikt międzynarodowej opinii publicznej, która pisała liczne listy protestacyjne w obronie wolności badań naukowych na temat Holokaustu, choć to polskie państwo finansuje badania nad Zagładą.
Dobrej opinii Polski nie poprawiają takie pomysły jak opodatkowanie reklam, które mają charakter próby ograniczenia niezależnych mediów. Nie lepiej będzie z kolejną planowaną zmianą w Sądzie Najwyższym.
Za prezydentury Donalda Trumpa obecne władze miały potężnego sojusznika. Ale dla Joe Bidena Polska to nieliberalna demokracja między Białorusią, Turcją i Węgrami. Miejmy nadzieję, że jego administracja będzie miała lepsze rozeznanie na temat różnic między Polską a Turcją, ale i tak sytuacja będzie dla Polski znacznie trudniejsza.