Komentuje skandaliczne słowa Grasia o tym, że nic już życia ofiarom katastrofy nie przywróci:
W normalnym demokratycznym kraju Paweł Graś nie byłby rzecznikiem rządu już następnego dnia po wypowiedzeniu tych słów. I nie chodzi o to by krzyczeć, gardłować, denerwować się. Wystarczy nasza pewność, nasze głębokie przekonanie, nasza „siła spokoju” - w normalnym demokratycznym kraju przestaje się być rzecznikiem rządu po wypowiedzeniu takich słów.
Ponieważ?
Bo łamią podstawowe reguły, jakimi kierują się przedstawiciele rządu odpowiedzialni za państwo i wspólnotę narodową. Ta reguła brzmi: oni są dla nas. I ta reguła została złamana. Wyjaśnienie śmierci prezydenta i lecącej z nim elity to obowiązek państwa i ludzi stojących na jego czele. Za to im płacimy, mówiąc skrótowo. Rzecznik Graś ma obowiązek reprezentować interesy także tych, którzy na niego nie głosowali, którzy są po drugiej strony.
Znaleźliśmy się w bardzo poważnej sytuacji. Jeżeli pojawiają się kolejne dowody pokazujące, jak nieprofesjonalnie i tendencyjnie prowadzone było śledztwo, to skończy się przyzwolenie dla takich wypowiedzi. W Polsce nie stacjonuje sowiecka armia, więc nie ma żadnego usprawiedliwienia dla działań przeciwko polskiej racji stanu. Ludzie, którzy aktywnie i wbrew faktom podtrzymywali rosyjską wersję wydarzeń znaleźli się, obiektywnie rzecz biorąc, w piekielnie trudnej sytuacji. Grożą im poważne konsekwencje, więc będą bronić raportu MAK wbrew wszelkiej logice i faktom.