„Można się różnić, można się spierać. Ale nie wolno się nienawidzić.”- mówił premier Tadeusz Mazowiecki. Niestety, w codziennej praktyce politycznej nienawiść jest na porządku dziennym. Danuta Hübner, Róża Thun, Bartosz Arłukowicz podczas wręczania zaświadczenia mandatów europosłów nie podali ręki przedstawicielom polskich władz, między innymi szefowi rządu Mateuszowi Morawieckiemu. Nieobecna podczas uroczystości Janina Ochojska zadeklarowała podobne zachowanie. Nie jest to pierwszy, i zapewne ostatni, przypadek kiedy w Polsce polityk nie podaje ręki swojemu konkurentowi. Lech Wałęsa mógł jedynie „nogę podać” Aleksandrowi Kwaśniewskiemu podczas debaty prezydenckiej. Buta zgubiła urzędującego prezydenta. Jarosław Kaczyński podał rękę Donaldowi Tuskowi, gratulując mu objęcia posady szefa Rady Europejskiej, ale już wkrótce tłumaczył, że to było tylko „posunięcie polityczne”. We wrześniu 2015 roku, podczas porannych uroczystościach na Westerplatte, sam prezydent Andrzej Duda nie podał ręki stojącej obok premier Ewie Kopacz. Przypadki można mnożyć.
Polskie społeczeństwo jest bardzo podzielone, co potwierdziły również wybory europejskie. Jednak mogłoby się wydawać, że spór, który jest immanentną częścią życia politycznego, powinien mieć jakieś granice. O tym, że nie ma usłyszeliśmy w Sejmie od prezesa Kaczyńskiego, kiedy „bez żadnego trybu” oskarżył publicznie opozycję o zamordowanie swojego brata i nazwał ją kanaliami i zdradzieckimi mordami. Dalej, niż oskarżyć kogoś publicznie o morderstwo, posunąć się już nie można.
Politycy z prawej strony i centrum często powołują się na słowa i dzieła Jana Pawła II. Warto pamiętać, że Papież potrafił nie tylko spotykać się i dyskutować z gen. Wojciechem Jaruzelskim, mimo że był przeciwnikiem komunizmu, ale też spotkał się z zamachowcem na swoje życie, któremu wybaczył. U nas politycy mają słowa Jana Pawła II tylko na ustach, z jego nauk czerpią wybiórczo. Każdy brak podania ręki politycznemu przeciwnikowi, obrażanie go, oskarżanie o najcięższe zbrodnie, powoduje niszczenie tkanki społecznej. Spór z polityków przenosi się na ich zwolenników i przeciwników. W Polsce dochodziło do mordów politycznych. Marek Rosiak, z biura PiS, i Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska, zostali zamordowani przez osobników zaślepionych nienawiścią. Śmierć obu nie otrzeźwiła polityków. Wykopują coraz głębsze rowy między sobą, a co za tym idzie między Polakami. Dlatego nie można przejść obojętnie wobec kolejnego gestu podziału, jakim jest niepodanie ręki premierowi RP. I dlatego też zasmuciła Janina Ochojska swoim stanowiskiem, bo jako osoba spoza partyjnych potyczek, wydawało się, że nie będzie częścią wojny polsko-polskiej. Dawała nadzieję na lepszą, ponad podziałami, jakość w polskiej polityce.
Nie trzeba się kochać, lubić, ale wystarczy dobre wychowanie, czasem zwyczajna kurtuazja. Tym bardziej wobec osób sprawujących najwyższe urzędy w państwie. Tego zabrakło. Zachowanie polityków opozycji jest zapowiedzią totalnej wojny politycznej, która czeka nas przed jesiennymi wyborami. Pytanie, czy jest miejsce na polityków, którzy będą potrafili traktować politykę jako działanie na rzecz dobra wspólnego? Czy może w cenie jest już tylko plemienność, cynizm, pogarda i brutalność werbalna? I wreszcie, czy na polityków pojednania jest jeszcze dzisiaj zapotrzebowanie? Warto pamiętać, że bez względu na wszystko, nawet w polskiej polityce warto być przyzwoitym.