Słabością PO i Bronisława Komorowskiego jest walka o polski wizerunek za granicą, i tym razem to Andrzej Duda dobrze wypunktował. Prezydent powiedział, że jego goście nie wiedzą o polskich bohaterach z czasów drugiej wojny światowej. Częściowo to wina przeszłości, czasów PRL, gdy świat kształtował swój pogląd na Holokaust i niemiecką odpowiedzialność za zbrodnie (zwaną dla niepoznaki nazistowską). Ale zdecydowanie za mało w czasach rządów PO i Komorowskiego było troski o to dobre imię Polski. Warto tu przypomnieć zignorowanie przez rząd wizyty połowy Knesetu w naszym kraju, która miała być poświęcona przekonaniu Izraela do wspólnej walki o prawdę historyczną.
Duda zapowiedział powstanie ponadpartyjnej (jak rozumiem, ponadpartyjnej, jeżeli prezydent i rząd będą z innych ugrupowań) instytucji wyłapującej kłamliwe publikacje o „polskich obozach" i broniącej dobrego imienia. Warto mu przypomnieć, że wyłapywane takie publikacje są przez polską dyplomację już od ponad dekady, można się co najwyżej zastanowić nad tym, czy reakcje na nie nie mogą być skuteczniejsze.
W sprawie Rosji Duda rzeczywiście, jak mu wypomniał Komorowski, okazał się gołębiem. Występowanie w roli jastrzębia okazało się jednak nieskuteczne, co czuje i urzędujący prezydent. Na temat ściągnięcia do Polski stałych baz państw natowskich rywale mają w sumie podobny pogląd. I słusznie.
Duda wybrnął też całkiem nieźle z dylematu: czy być w UE w głównym nurcie? Faktycznie trzeba w nim być, kiedy jest to w interesie naszego kraju, a nie być gdy nie jest.
No i okazało się, że prezydent Komorowski nie wie, ile jest gwiazdek na fladze Unii Europejskiej albo ile jest państw członkowskich.