Komisja nadzwyczajna, która pracuje nad zmianami w ordynacjach wyborczych, dziś zabiera się do wypełniania luki prawnej. Umożliwiała ona obchodzenie przepisów dotyczących finansowania kampanii prezydenckiej. Chodzi o zapisy dotyczące limitów wpłat na komitety wyborcze.
– Chcemy doprowadzić do tego, by osoby fizyczne mogły finansować kampanię jedynie w ramach ściśle określonych limitów – mówi Witold Gintowt-Dziewałtowski (SLD), wiceszef komisji. Dla pojedynczego darczyńcy limit ten wynosi 15-krotność minimalnego wynagrodzenia, czyli ok. 20 tys. zł.
Gintowt-Dziewałtowski nie ukrywa, że konieczność domknięcia luki wyszła na jaw w ostatniej kampanii do europarlamentu. Pojawiła się wtedy obawa, że przepisy o finansowaniu kampanii może obejść Libertas. Jak? Kredyt zaciągnięty przez komitet wyborczy Libertasu mógłby poręczyć twórca partii Declan Ganley. Gdyby po wyborach komitet długu nie spłacił, ten obowiązek spadłby na multimilionera. W efekcie jedna osoba mogłaby więc sfinansować całą kampanię.
Obowiązująca ordynacja prezydencka praktycznie nie nakłada na komitety żadnych ograniczeń. Pozwala im finansować kampanię ze sprzedaży cegiełek, a to otwiera drogę do nadużyć. Bo ich kolportaż jest niemożliwy do skontrolowania. Przesądzone już jest, że cegiełki znikną.
Eksperci z programu „Przeciw korupcji” Fundacji im. Stefana Batorego, którzy od dawna proponują wprowadzenie obostrzeń do ordynacji prezydenckiej, proponują, by zapisać w niej jeszcze zakaz składania przez komitet sprawozdania finansowego z kampanii przed uregulowaniem wszelkich należności finansowych.