We wtorek Łukasz Szumowski oświadczył, że składa rezygnację z funkcji ministra zdrowia. - Pozostaję posłem, będę pełnił funkcje publiczne. Wracam do zawodu - jestem kardiologiem i elektrofizjologiem. Rozmowy o tym trwały od wielu miesięcy - mówił. Dzień wcześniej o odejściu z resortu zdrowia poinformował wiceminister Janusz Cieszyński.
Czytaj także:
Fogiel o zakupach: Bomba jak polityk opozycji pomyli śmietanę
W rozmowie z TVN24 Szumowski podkreślił, że jest już byłym ministrem. - Z ministrami jest tak, że złożenie rezygnacji jest aktem wiążącym prawnie - zaznaczył. Zapewnił, że w kwestii jego rezygnacji nie ma drugiego dna.
Pytany o swe odejście w sytuacji, gdy niedawno dobowe wzrosty liczby zakażonych były rekordowo wysokie, Szumowski stwierdził, że w kwestii walki z epidemią najistotniejszy element to stała liczba osób hospitalizowanych (ok. 2 tys.) oraz stała liczba osób wymagających respiratorów (70-100). - I to się nie zmienia. Liczby dodatnich wyników (testów na koronawirusa - red.) skaczą wyżej, niżej, ale to, co jest najistotniejsze, to, co jest groźne w epidemii to to, co widzieliśmy we Włoszech, czyli zatkanie się systemu ochrony zdrowia, szpitali, brak respiratorów, brak miejsc, brak łóżek. Tego nie ma. Jest sytuacja taka, że mamy jednak system przygotowany na tyle, na ile jest możliwe przygotowanie - mówił były minister.
"Miałem w lutym już odejść"
Pytany, czy nie ma poczucia, że wraz z wiceministrem opuszcza rząd w newralgicznym momencie Łukasz Szumowski odparł: - Nie wydaje mi się.