Reklama
Rozwiń

Trump szachuje Europę. "Rozpoznanie bojem"

Walka z czasem. Amerykanie i Rosjanie spotykają się w połowie tygodnia w Arabii Saudyjskiej. Wcześniej europejscy przywódcy spróbują wykuć wspólne stanowisko.

Publikacja: 16.02.2025 17:33

J.D. Vance uznał, że większym zagrożeniem jest rzekomy brak demokracji w Europie niż wojenne plany R

J.D. Vance uznał, że większym zagrożeniem jest rzekomy brak demokracji w Europie niż wojenne plany Rosji

Foto: PAP/EPA

Keith Kellogg, przedstawiciel Białego Domu ds. Ukrainy, mówił w trakcie Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa o „tempie Trumpa”. Biorący udział w tym samym spotkaniu szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski sięgnął po barwniejsze, rosyjskie określenie: rozpoznanie bojem. W obu przypadkach chodzi o zaskoczenie przeciwników i zepchnięcie ich do defensywy tak, aby przyjęli warunki stawiane przez Amerykanów. 

Trump nie czekał więc na inicjatywę europejskich aliantów, w szczególności w sprawie zorganizowania misji rozjemczej gwarantującej ewentualny pokój w Ukrainie. Wolał postawić ich pod ścianą, rozsyłając do stolic zachodniej części Starego Kontynentu pisma z zapytaniem, na jak duży udział w zapewnieniu bezpieczeństwa Ukrainy są gotowi: w żołnierzach, broni i pieniądzach.

W domyśle tylko pozytywna odpowiedź da przepustkę Europejczykom nie tyle do udziału w negocjacjach amerykańsko-rosyjskich, ile konsultacjach z samymi Amerykanami w tej sprawie. Czasu jest niewiele: w tym tygodniu sekretarz stanu Marco Rubio i doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Waltz mają spotkać się w Arabii Saudyjskiej z rosyjską delegacją, której będzie przewodził szef MSZ Sergiej Ławrow. To ma być początek formalnych rokowań o przyszłości Ukrainy, ale też wielki krok ku normalizacji relacji między USA i Rosją. 

Czytaj więcej

Jędrzej Bielecki: J.D. Vance tym razem przesadził. Sojusznik, który zaczyna przerażać

Są sygnały, że ta strategia może zadziałać. Już w sobotę rano Donald Tusk napisał na swoim koncie X po angielsku: „Europa pilnie potrzebuje własnego planu działania odnośnie do Ukrainy i własnego bezpieczeństwa. Inaczej globalni gracze zadecydują o naszej przyszłości. Niekoniecznie w zgodzie z naszymi interesami. Nie ma czasu do stracenia”. Jeszcze w grudniu, gdy przyjmował w Warszawie Emmanuela Macrona, polski premier oświadczył, że nasz kraj „nie jest na razie” zainteresowany udziałem forsowanej przez Francuza idei europejskiej misji rozjemczej w Ukrainie. Być może teraz zmienił zdanie.

W grze jest przyszłość nie tylko Ukrainy, ale i obecność wojsk alianckich na wschodniej flance NATO

Okazją do przekonania się o tym ma być spotkanie wybranych przywódców europejskich w tym tygodniu. Zwołuje je do Paryża francuski prezydent, Emmanuel Macron. Mieliby tam przyjechać liderzy Polski, Niemiec, Wielkiej Brytanii i Włoch. Na tym etapie rzuca się w oczy nieobecność szóstego dużego kraju zachodniej Europy: Hiszpanii. Królestwo wydało w ub.r. ledwie 1,28 proc. PKB na obronę, procentowo najmniej ze wszystkich krajów NATO. 

Trump zdaje się stawiać Europejczyków przed ultimatum: albo sami sfinansują gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy, albo takich gwarancji w ogóle nie będzie i europejska wspólnota stanie przed egzystencjalnym zagrożeniem ze strony imperialnej Rosji. Czy takie jest faktycznie podejście Białego Domu, spróbuje rozpoznać premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer. Ma on w najbliższych dnia polecieć za ocean. 

Czytaj więcej

Pete Hegseth w Warszawie ostrzega: Amerykanie nie muszą być w Europie na zawsze

Ale w grze jest nie tylko przyszłość Ukrainy, ale i samej Europy. W czasie piątkowej wizyty w Warszawie sekretarz obrony USA Pete Hegseth, odpowiadając na pytanie amerykańskiej dziennikarki, nie chciał wykluczyć, że częścią ostatecznego porozumienia z Moskwą może być wycofanie sił alianckich z flanki wschodniej NATO. A więc także Polski. Z takim żądaniem Putin wystąpił jeszcze przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę w lutym 2022 r. A teraz rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow podkreślił, że przedmiotem rozmów ma być poza Ukrainą „europejska architektura bezpieczeństwa”, bo to uznał za „źródło konfliktu”.

Sam Hegseth ostrzegł, że amerykańskie wojska nie są w Europie „na zawsze”. Zasugerował, że mogą się stąd wycofać, jeśli tego wymagałaby zmiana układu geopolitycznego, „za 5 czy 10 lat”. W tej chwili w Polsce stacjonuje 8 tys. żołnierzy amerykańskich – powiedział Hegseth.

Inną częścią amerykańskiej strategii jest wysyłanie z pozoru sprzecznych sygnałów. W rozmowie z „Wall Street Journal” w piątek wiceprezydent USA J.D. Vance powiedział, że możliwe jest pojawienie się amerykańskich wojsk w Ukrainie. W Warszawie Hegseth inaczej: oświadczył, że „poczucie realizmu” wymaga zaakceptowania, że do tego nie dojdzie, podobnie jak to, że nie ma szans na przyjęcie Ukrainy do NATO. Źródła w otoczeniu amerykańskiej delegacji tłumaczą „Rzeczpospolitej”: układ władzy w Waszyngtonie jest teraz taki, że o wszystkich kluczowych kwestiach decyduje Trump, a jego nawet najwyżsi rangą współpracownicy mogą jedynie zgadywać, jakie są jego intencje. 

Czytaj więcej

Donald Trump, zbawca Władimira Putina. Ukraina zostanie na lodzie?

Częścią tej strategii jest zapewne i to, że wbrew oczekiwaniom w Monachium J.D. Vance nie powiedział, na czym miałby polegać amerykański plan wobec Ukrainy. Wolał za to otworzyć kolejny front presji na Europejczyków, otwarcie wspierając nacjonalistyczne ugrupowania populistyczne na czele z Alternatywą dla Niemiec (AfD). Rzecz wyjątkowa w relacjach niemiecko-amerykańskich: deklaracja spotkała się z otwartym sprzeciwem tak kanclerza Olafa Scholza, jak i jego prawdopodobnego następcy, lidera CDU Friedricha Merza.

Ameryka chce „zapłaty” za udzieloną pomoc Ukrainie przez przejęcie połowy pokładów metali ziem rzadkich. Zełenski mówi „nie”

– Jestem w Monachium i wciąż zadają mi pytanie, jak rozumieć przemówienie Vance’a. OK: w rozumieniu Vance’a „wolność słowa” oznacza „pozwólcie Muskowi rozstrzygnąć o wyniku waszych wyborów”, a „demokracja” oznacza „pozwólcie Rosji rozstrzygnąć o wyniku waszych wyborów”. Ale trzeba iść do przodu. 2025 będzie o tym, co Europejczycy zrobią, a nie co Amerykanie powiedzą – napisał na X wybitny historyk Timothy Snyder. 

Ale z pokerowym zagraniem Trump wystąpił także bezpośrednio do Ukraińców. Sekretarz skarbu Scott Bessent zaproponował w Kijowie Ukraińcom przejęcie połowy wartych biliony dolarów złóż metali ziem rzadkich, ale nie za gwarancje bezpieczeństwa w przyszłości, tylko „rozliczenie” za wsparcie ze strony USA w przeszłości, które Biały Dom ocenia na 500 mld USD.

W Monachium Wołodymyr Zełenski powiedział, że odrzuca taki układ. Sprawa jest tym bardziej problematyczna, że większość pokładów wspomnianych surowców znajduje się bądź na terenach okupowanych przez Rosjan, bądź blisko linii frontu. Zełenski uznał, że europejskie kraje, które przecież na wielką skalę wspierały Ukrainę, także powinny uzyskać dostęp do tego bogactwa. Ukraiński prezydent ostrzegł ponadto, że jego kraj nie weźmie udziału w rokowaniach z Rosjanami, jeśli wcześniej nie uzgodni wspólnego stanowiska w tej sprawie ze Stanami Zjednoczonymi. 

Keith Kellogg, przedstawiciel Białego Domu ds. Ukrainy, mówił w trakcie Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa o „tempie Trumpa”. Biorący udział w tym samym spotkaniu szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski sięgnął po barwniejsze, rosyjskie określenie: rozpoznanie bojem. W obu przypadkach chodzi o zaskoczenie przeciwników i zepchnięcie ich do defensywy tak, aby przyjęli warunki stawiane przez Amerykanów. 

Trump nie czekał więc na inicjatywę europejskich aliantów, w szczególności w sprawie zorganizowania misji rozjemczej gwarantującej ewentualny pokój w Ukrainie. Wolał postawić ich pod ścianą, rozsyłając do stolic zachodniej części Starego Kontynentu pisma z zapytaniem, na jak duży udział w zapewnieniu bezpieczeństwa Ukrainy są gotowi: w żołnierzach, broni i pieniądzach.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Plany Francji i Wielkiej Brytanii. Ostatni moment na odsiecz Ukraińcom
Polityka
Trzy punkty Tuska. „Dość gadania, czas działać!"
Polityka
Artur Bartkiewicz: Rosja dla nas jest zagrożeniem, dla USA – rywalem
Polityka
Nigel Farage nie jest już właścicielem swojej partii
Polityka
Poparcie dla Trumpa słabnie. Amerykanie martwią się o gospodarkę