Bliski Wschód. Donald Trump chce pokoju, grożąc piekłem

W Izraelu rośnie nadzieja, że zmiana gospodarza Białego Domu okaże się błogosławieństwem dla państwa żydowskiego.

Publikacja: 10.01.2025 05:06

Donald Trump

Donald Trump

Foto: Reuters

– Jeśli nie wrócą, zanim obejmę urząd, na Bliskim Wschodzie rozpęta się piekło – ta wypowiedź Donalda Trumpa na temat uwolnienia  przetrzymywanych przez Hamas izraelskich zakładników odbiła się szerokim echem nie tylko w Izraelu. Tym bardziej że Trump, który wprowadzi się do Białego Domu już za kilkanaście dni, odmówił wszelkich komentarzy, co właściwie ma na myśli.

Cytowany przez „New York Timesa” Aaron David Miller, były analityk i negocjator Departamentu Stanu ds. Bliskiego Wschodu, zwrócił uwagę, że Trump nie będzie w stanie zadać Hamasowi i Palestyńczykom cierpień większych, niż zrobił to już Izrael. Ma też wątpliwości, czy prezydent Trump jest w stanie  wywrzeć odpowiednią presję na premiera Netanjahu, aby doprowadził do porozumienia z Hamasem, które może być korzystne dla tej organizacji.

Czy dzięki Trumpowi Izrael anektuje Strefę Gazy i Zachodni Brzeg Jordanu?

Zgoła inaczej interpretują słowa Trumpa zwolennicy radykalnie prawicowego rządu Beniamina Netanjahu. – Jest to zapowiedź dania Netanjahu wolnej ręki w dalszych działaniach w Strefie Gazy oraz Libanie – mówi „Rzeczpospolitej” prof. Efraim Inbar, szef Jerusalem Institute for Strategic Studies (JISS).

Czytaj więcej

Donald Trump nie wykluczył użycia siły do przejęcia Grenlandii i Kanału Panamskiego

Jego zdaniem objęcie władzy przez nową amerykańska administrację umożliwi Izraelowi, wcześniej czy później, aneksję okupowanego Zachodniego Brzegu, sprawi także, że do porozumień państwa żydowskiego z szeregiem krajów arabskich (znanych jako Porozumienia Abrahamowe) dołączy kluczowe państwo regionu – Arabia Saudyjska.  Spodziewana jest też zgoda Waszyngtonu na jednostronny prewencyjny atak na Iran, w sytuacji gdy Izrael uzna, że kraj ten będzie bliski użycia broni jądrowej. – Bóg jest po naszej stronie – tłumaczy prof. Inbar. 

Bezgraniczna wiara w Trumpa kłóci się nieco z wideo opublikowanym bez komentarza na jego internetowej platformie Truth Social. Jest to wywiad ze znanym także w Polsce z czasów transformacji prof. Jeffreyem Sachsem przeprowadzony przez zaprzyjaźnionego z Trumpem Tuckera Carlsona. Sachs nazywa w tym  wywiadzie premiera Netanjahu „głęboko mrocznym sukinsynem”, oskarżając go o manipulowanie polityką zagraniczną USA i organizowanie „niekończących się wojen” na Bliskim Wschodzie.

Trump nie zawsze okazywał szacunek Netanjahu. Gdy cztery lata temu przegrał wybory, skrytykował premiera Izraela za gratulacje wysłane pod adresem Bidena słowami „Pieprzyć go”

Klip pojawił się na kanale Trumpa zaledwie w kilka tygodni po rozmowie Netanjahu z prezydentem elektem, którą izraelski przywódca scharakteryzował jako „bardzo przyjazną, ciepłą”. Ale Trump nie zawsze okazywał  szacunek Netanjahu. Gdy cztery lata temu przegrał wybory, skrytykował premiera Izraela za gratulacje wysłane pod adresem Bidena słowami „Pieprzyć go” (jak przypomina brytyjski „Guardian”).

– Widoczna jest sprzeczność w oświadczeniach Trumpa, który z jednej strony nie wyklucza wojny z Iranem, ale z drugiej publikuje na swym kanale oskarżenia, że to Izrael wciąga USA w wojny – mówi „Rzeczpospolitej” Peter Lintl, ekspert berlińskiego Wissenschaft und Politik. Nie ulega jego zdaniem wątpliwości, że Trump będzie bardzo proizraelskim prezydentem.

Dostrzega jednak w jego planach wiele rzeczy niespójnych. Jak na przykład pragnienie włączenia Arabii Saudyjskiej do Porozumień Abrahamowych, co jest niemożliwe bez rozwiązania sprawy palestyńskiej i zapewniania pokoju w regionie. Udowadnia, że wbrew nadziejom Izraela Rijad nie wycofa się z żądań dotyczących praw ludności palestyńskiej, tym bardziej w obliczu perspektywy aneksji, czy to Strefy Gazy, czy Zachodniego Brzegu. Nalegają na to skrajnie prawicowi koalicjanci Netanjahu, bez których poparcia rząd musiałby upaść. 

Zwolennicy Izraela w otoczeniu Trumpa próbują zawrzeć pokój na Bliskim Wschodzie

Przy tym nie ma żadnych gwarancji zakończenia wojny z Hamasem nawet w sytuacji zawarcia porozumienia o uwolnieniu zakładników czy ich części. Negocjacje trwają od miesięcy i – jak twierdzi sekretarz stanu Antony Blinken – są bardzo bliskie zakończenia. Ale takich zapewnień było już kilka. 

W rozpoczętej właśnie w Dausze kolejnej rundzie negocjacji uczestniczy Steve Witkoff, który będzie specjalnym wysłannikiem Trumpa na Bliski Wschód. Negocjacje te prowadzone są pomiędzy Izraelem i Hamasem z pośrednictwem mediatorów z Kataru i nie wiadomo, jaką rolę odegra tam przedstawiciel prezydenta elekta obok reprezentanta ustępującej administracji. Niewykluczone, że starać się będzie przekonać negocjatorów obu stron, aby powstrzymali się od prezentacji nowych warunków uwolnienia zakładników Hamasu w zamian za zwolnienie z izraelskich więzień Palestyńczyków. Jak na razie w pierwszym etapie spodziewanego porozumienia mowa jest o zwolnieniu 34 zakładników i sporej  liczby Palestyńczyków.

Czytaj więcej

Kaukaz też patrzy na Trumpa. Widmo nowej wojny w regionie?

W czasie poprzedniej kadencji Trump zrobił wiele dla Izraela, uznając okupowane Wzgórza Golan za terytorium państwa żydowskiego. Przeniósł też amerykańską ambasadę do Jerozolimy i doprowadził  właśnie do Porozumień Abrahamowych.

Cały obecny zespół Trumpa zajmujący się sprawami Bliskiego Wschodu składa się z ludzi zaangażowanych jednoznacznie po stronie Izraela. Sekretarzem stanu został senator z Florydy Marco Rubio, zdecydowany przeciwnik zawieszenia broni w Gazie, wzywający do całkowitej likwidacji Hamasu. Elise Stefanik mianowana na ambasadora przy ONZ stwierdziła, że w Organizacji jest „szambo antysemityzmu”, reagując na krytykę brutalnych i zbrodniczych działań izraelskich armii w Gazie. Z kolei desygnowany na ambasadora w Izraelu Mike Huckabee jest znany z tego, że w czasie jednej z podróży do państwa żydowskiego oświadczył, że „nie ma czegoś takiego jak Zachodni Brzeg”, co przyjęte zostało jako zaproszenie do aneksji okupowanych obszarów. Wszystko to świadczy o jednoznacznym wsparciu Izraela przez nową administrację, lecz nie oznacza, że wszystko na Bliskim Wschodzie ułoży się po myśli Donalda Trumpa. 

– Jeśli nie wrócą, zanim obejmę urząd, na Bliskim Wschodzie rozpęta się piekło – ta wypowiedź Donalda Trumpa na temat uwolnienia  przetrzymywanych przez Hamas izraelskich zakładników odbiła się szerokim echem nie tylko w Izraelu. Tym bardziej że Trump, który wprowadzi się do Białego Domu już za kilkanaście dni, odmówił wszelkich komentarzy, co właściwie ma na myśli.

Cytowany przez „New York Timesa” Aaron David Miller, były analityk i negocjator Departamentu Stanu ds. Bliskiego Wschodu, zwrócił uwagę, że Trump nie będzie w stanie zadać Hamasowi i Palestyńczykom cierpień większych, niż zrobił to już Izrael. Ma też wątpliwości, czy prezydent Trump jest w stanie  wywrzeć odpowiednią presję na premiera Netanjahu, aby doprowadził do porozumienia z Hamasem, które może być korzystne dla tej organizacji.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Polityka
Elon Musk w „wywiadzie” z Alice Weidel: Mocno rekomenduję głosowanie na AfD
Polityka
Donald Trump planuje spotkanie z Władimirem Putinem. „To okropny bałagan”
Polityka
List gończy za Netanjahu. Izba Reprezentantów chce sankcji wobec MTK
Polityka
Syryjski obrońca praw człowieka: Najpierw stabilizacja, wybory za kilka lat
https://track.adform.net/adfserve/?bn=78448410;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Łukaszenko liczy na przychylność Trumpa. Uwolni więźniów politycznych?