– Robisz fantastyczną robotę – oświadczył Donald Trump, przyjmując 15 listopada w swojej rezydencji w Mar-a-Lago na Florydzie Javiera Mileia. Prezydent Argentyny okazał się pierwszym zagranicznym przywódcą, który uścisnął rękę prezydenta elekta po jego zwycięstwie wyborczym dziesięć dni wcześniej. To wyraz rewolucji w amerykańskiej polityce zagranicznej, której częścią jest mianowanie pierwszego Latynosa (Marco Rubio) na stanowisko sekretarza stanu. Ameryka Łacińska pod rządami Trumpa nabierze kluczowego znaczenia, bo tu znajduje się klucz do powstrzymania tak nielegalnej migracji, jak i ekspansji Chin.
Jednak na tym nie kończą się powody, dla których miliarder podziwia Mileia. Jeśli prezydentowi Argentyny uda się postawić na nogi kraj, który jeszcze niedawno stał na skraju bankructwa, Stany zyskają potężny argument w walce z autorytarnymi reżimami skrajnej lewicy na Kubie, w Wenezueli i Nikaragui.
Czytaj więcej
Ursula von der Leyen ogłosiła porozumienie o utworzeniu największej strefy wolnego handlu zamieszkałej przez 700 milionów osób w Europie i Ameryce Łacińskiej.
Na razie Milei pozytywnie zaskakuje ekspertów. Przede wszystkim na froncie walki z inflacją. Gdy dwa lata temu byłem w Buenos Aires, schodząc w całkiem dobrym hotelu na śniadanie, usłyszałem groźny głos kelnera: „proszę nie brać jajecznicy, kurs peso do dolara w nocy tak mocno spadł, że to już nie wchodzi w zakres pana rachunku”. Wzrost cen, który osiągnął w 2023 r. światowy rekord 211 proc., paraliżował wszelką działalność gospodarczą.
Prezydent, który sam nazywa siebie „anarcholiberałem”, doprowadził co prawda w tym roku do czasowego przyspieszenia inflacji do 25 proc. miesięcznie z powodu urealnienia stawek wymiany peso na zagraniczne dewizy. Teraz jednak ten wskaźnik spadł do mniej niż 3 proc. MFW przewiduje, że w 2025 r. inflacja zamknie się liczbą 45 proc.