Mentalnie jest mi bliski Roman Dmowski, jeden z ojców
polskiej niepodległości. Co nie znaczy, że wykluczam Józefa Piłsudskiego czy
Wincenta Witosa. Od wielu lat mam dobre relacje ze środowiskiem narodowym,
które pewnie od 2011-2012 roku brało udział we wszystkich uroczystościach,
które reprezentuję. Dzisiaj, jak jeżdżę na spotkania w wielu miejscach w Polsce
- od trzech lat to robię jako prezes IPN - to przedstawiciele środowisk
narodowych przychodzą na dyskusje o historii. Myślę, że to jest środowisko,
któremu jest bliska historia, pamięć narodowa, wartości chrześcijańskie i w tym
zakresie z całą pewnością jesteśmy blisko, na jakimś poziomie, który możemy
uznać za publicznie partnerski.
11 listopada zostanie
ogłoszony kandydat PiS na prezydenta?
O to musiałby pan redaktor pytać w PiS.
Czyli pan nie
zostanie ogłoszony kandydatem PiS? A przynajmniej nie 11 listopada?
Nie mam takich informacji, ale też nie jestem w kręgach
decyzyjnych. Ja jestem zawsze przygotowany do wystąpienia. Zawsze jestem
gotowy, jak Cichociemni, na wszystko, ale nie przewiduję, że dojdzie 11
listopada do ogłoszenia kandydata PiS na prezydenta. Nie znam takich decyzji,
ale też nie jestem właściwą osobą, która je będzie podejmować.
Dlaczego ma pan
poczucie, że może na siebie cięższą zbroję włożyć?