Donald Trump wygra, nawet jak przegra. Zaczął wdrażać plan podważenia wyników wyborów

Miliarder Donald Trump zaczął wdrażać plan podważenia wyników wyborów, na wypadek, gdyby to Kamala Harris odniosła zwycięstwo w głosowaniu 5 listopada.

Publikacja: 31.10.2024 05:16

Donald Trump

Donald Trump

Foto: CHIP SOMODEVILLA / GETTY IMAGES NORTH AMERICA / Getty Images via AFP

W najpotężniejszej demokracji świata te dane są przerażające. O ile 84 proc. Amerykanów głosujących na demokratów uważa, że proces głosowania i liczenia głosów jest „wiarygodny lub raczej wiarygodny”, to tak samo sądzi już tylko 28 proc. popierających republikanów – podaje instytut Gallupa.

To owoc prowadzonej przynajmniej od ośmiu lat kampanii Donalda Trumpa. W trakcie prawyborów o nominację republikańską w 2016 roku, po przegranej w kluczowym stanie Iowa na rzecz Teda Cruza, napisał na platformie X: „Cruz nie wygrał w Iowa tylko skradł te wybory”. Miliarder do dziś nie uznał też przegranej z Joe Bidenem w 2020 r.

Czytaj więcej

Wybory prezydenckie w USA. Ekspert: Celebryci włączyli się do walki o Biały Dom

A pytany, czy pogodzi się z ewentualną przegraną w nocy z 5 na 6 listopada, konsekwentnie odmawia odpowiedzi. Aż 69 proc. Amerykanów jest przekonanych, że nie uzna, iż został pokonany, nawet jeśli taki byłby werdykt wyborców (30 proc. jest odmiennego zdania). Takich wątpliwości nie ma w przypadku Harris: 73 proc. Amerykanów jest przekonanych, że uznałaby swoją porażkę, podczas gdy 26 proc uważa, że tak by się nie stało. 

Donald Trump przyznał, że łączy go „mały sekret” ze spikerem Izby Reprezentantów Mikiem Johnsonem

Proces zasiania u Amerykanów przez sztab Trumpa wątpliwości co do uczciwości wyborów został rozkręcony na wielką skalę.

– Oszukują, oszukują. Już się zaczęło – przekonywał ostatnio na wiecu w Pensylwanii kandydat republikanów. Zdaniem miliardera już teraz w wyborach korespondencyjnych biorą udział imigranci, którzy nie mają amerykańskiego obywatelstwa. Według jego relacji niszczone są też oddane na niego głosy. I, jak twierdzi, rozwinie się to jeszcze bardziej w dniu wyborów.

Czytaj więcej

Donald Trump czy Kamala Harris? Ostatni sondaż przed wyborami

W tym niecnym procesie zażarcie popiera go Elon Musk. Liczy na to, że w razie wygranej Trump powierzy mu zadanie radykalnego ograniczenia wydatków państwa, na którym biznes zarobi krocie. Paradoksalnie, jeśli obrońcy amerykańskiej demokracji, łącznie z Joe Bidenem, chcą skutecznie dotrzeć do wyborców, to skazani są na korzystanie z platformy X, która należy do Muska. 

Dziś większość w Izbie Reprezentantów mają republikanie i sondaże wskazują, że ją utrzymają po wyborach

To jednak dopiero pierwszy etap planu B Trumpa. Przyznał on na jednym z wieców, że łączy go ze spikerem Izby Reprezentantów Mikiem Johnsonem „mała tajemnica”. Chodzi o doprowadzenie do sytuacji, w której w razie zwycięstwa demokratów zamiast wyborców to niższa izba Kongresu rozstrzygnie, kto będzie następnym prezydentem kraju. Z takiej możliwości, wpisanej do artykułu 12 konstytucji, korzystano już trzykrotnie: w 1801 r., gdy prezydentem został Thomas Jefferson, w 1825 r., gdy najwyższy urząd przejął John Quincy Adams, oraz w 1837 r., kiedy wiceprezydentem został Richard Mentor Johnson. Ustawa zasadnicza przewiduje, że gdy żaden z kandydatów nie dostanie minimalnej wymaganej liczby głosów elektorskich (teraz jest to 270), o tym, kto zostanie prezydentem, decyduje Izba Reprezentantów, a wiceprezydentem – Senat. 

Trump jest zdeterminowany do zdobycia za wszelką cenę Białego Domu, bo bez immunitetu może trafić do więzienia

Dziś większość w Izbie Reprezentantów mają republikanie i sondaże wskazują, że ją utrzymają po wyborach. Wskazanie w takiej procedurze na Trumpa byłoby tym bardziej prawdopodobne, że każdy stan miałby jeden głos. To korzystne dla miliardera, bo popiera go wiele słabo zaludnionych stanów środkowej części USA.

W Senacie, gdzie jak na razie to demokraci mają większość, procedura jest jednak odmienna: głosowanie jest imienne. To może doprowadzić do paradoksalnej sytuacji, w której prezydentem jest republikanin, a wiceprezydentem demokrata. 

Czytaj więcej

Nie tylko Kamala Harris i Donald Trump. Kto jeszcze chce być prezydentem USA?

Jak spowodować, by w razie przegranej kandydata republikanów Harris nie dostała wystarczającej liczby głosów elektorskich? Trump liczy na to, że w takim przypadku uruchomi taką falę protestów, że w niektórych kluczowych hrabstwach i stanach posłuszni mu urzędnicy nie zatwierdzą wyniku wyborów. Jest to jednak dla nich ryzykowne, bo mogą zostać natychmiast pozwani przez władze stanowe i ryzykują wysokimi karami więzienia. 

Ale batalia może też toczyć się na wyższym szczeblu: parlamentów stanowych. Przychylni Trumpowi prawnicy, jak John Eastman i Kenneth Chesebro, z których część została skazana na więzienie za próbę sfałszowania wyborów w 2020 r., rozwinęli teorię, zgodnie z którą nie tylko gubernatorzy zatwierdzają, na kogo pójdą głosy elektorskie danego stanu, ale ma do tego też prawo lokalny Kongres. Tymczasem w kilku kluczowych wahających się stanach, jak Georgia, Arizona, Karolina Północna czy Wisconsin, w obu izbach parlamentu większość mają republikanie, zaś w Pensylwanii należy do nich jedna z izb. Trump ma więc nadzieję, że 17 grudnia, kiedy przyjdzie do zatwierdzenia wyników w całej Ameryce, część stanów wyśle ich dwie wersje. To spowoduje jeszcze większe zamieszenie, którego kulminacja mogłaby nastąpić 6 stycznia, kiedy to Kongres federalny ma ostatecznie zatwierdzić, kto jest następnym prezydentem kraju. Miliarder może wówczas uruchomić zamieszki o skali znacznie przekraczającej te z 2021 r. Inaczej niż przed czterema laty, dziś od dawna się do tego przygotowuje. 

Determinacja Trumpa w zdobyciu za wszelką cenę Białego Domu jest tym większa, że ciąży na nim kilkadziesiąt oskarżeń

Ale Trump ma też w zanadrzu jeszcze jedną broń: Sąd Najwyższy. Tu za sprawą nominacji, których dokonał za czasów swojej pierwszej kadencji, na dziewięciu sędziów sześciu jest mu przychylnych. Nie da się więc wykluczyć, że to najwyższe gremium systemu prawnego USA uzna, że to jednak Izba Reprezentantów, a nie wyborcy, ma wskazać kolejnego przywódcę kraju. W 2000 r. decyzja Sądu Najwyższego w sprawie głosowania na Florydzie spowodowała, że prezydentem został George W. Bush, a nie Al Gore. 

Determinacja Trumpa w zdobyciu za wszelką cenę Białego Domu jest tym większa, że ciąży na nim kilkadziesiąt oskarżeń, w tym w sprawie próby zamachu stanu. Został on też już uznany za winnego przekrętów fiskalnych w Nowym Jorku, choć sąd nie rozstrzygnął jeszcze, jaki będzie wymiar kary. Jeśli miliarder nie uzyska immunitetu związanego z kolejną kadencją prezydencką, resztę życia spędzi na walkach z sądami. Albo w więziennej celi.

W najpotężniejszej demokracji świata te dane są przerażające. O ile 84 proc. Amerykanów głosujących na demokratów uważa, że proces głosowania i liczenia głosów jest „wiarygodny lub raczej wiarygodny”, to tak samo sądzi już tylko 28 proc. popierających republikanów – podaje instytut Gallupa.

To owoc prowadzonej przynajmniej od ośmiu lat kampanii Donalda Trumpa. W trakcie prawyborów o nominację republikańską w 2016 roku, po przegranej w kluczowym stanie Iowa na rzecz Teda Cruza, napisał na platformie X: „Cruz nie wygrał w Iowa tylko skradł te wybory”. Miliarder do dziś nie uznał też przegranej z Joe Bidenem w 2020 r.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Hybrydy
Skoda Kodiaq. Co musisz wiedzieć o technologii PHEV?
Materiał Promocyjny
Firmy same narażają się na cyberataki
Polityka
Donald Trump w śmieciarce wykorzystuje wpadkę Joe Bidena
Polityka
Pokolenie Z kontra boomersi. Nowy sondaż w USA pokazuje rozdźwięk dotyczący Izraela
Polityka
Korea Północna przygotowuje się do próby atomowej?
Materiał Promocyjny
Grupa Volkswagen nie zwalnia. 30 nowości to dopiero początek.
Polityka
Wybory prezydenckie w USA. Dlaczego Rosja postawiła na Donalda Trumpa a Chiny pozostają neutralne?