Niemiecka gazeta: Nieodpowiedzialne działania Polski

Polska awersja do Rosji jest zrozumiała z historycznego punktu widzenia, ale jest złym doradcą w polityce zagranicznej – czytamy w niemieckiej gazecie.

Publikacja: 23.07.2024 20:09

Premier Donald Tusk i prezydent Andrzej Duda w Waszyngtonie

Premier Donald Tusk i prezydent Andrzej Duda w Waszyngtonie

Foto: Deutsche Welle/BRENDAN SMIALOWSKI/AFP/Getty Images

Krytyczny komentarz na temat polskiej polityki wobec Rosji i Ukrainy pojawił się na stronach internetowych berlińskiej gazety „Berliner Zeitung”. W gościnnym artykule autorstwa Jana Opielki czytamy, że Warszawa zachowuje się nieodpowiedzialnie i ryzykuje eskalację konfliktu z Moskwą.

Przypominając o polskiej propozycji, aby natowskie rakiety strącały rosyjskie pociski nad zachodnią Ukrainą, autor tekstu pisze, że „jeśli USA mogą polegać na kimś, kto działa jeszcze głośniej i bardziej nieodpowiedzialnie i prowadzi werbalne zbrojenia, to na Warszawie”.

Jak czytamy, działa tam harmonijny duet. Zarówno premier Donald Tusk jak i prezydent Andrzej Duda sięgają po podobnie ostre słowa pod adresem Moskwy. Autor przytacza wypowiedzi Tuska o „wojnie dobra ze złem”, czy „czasach przedwojennych w Europie”. Odnotowuje też słowa Dudy o rosyjskim imperializmie i „żarłocznym rosyjskim potworze”, któremu trzeba odciąć łeb, wypowiedziane, co podkreśla, przed konferencją pokojową w Szwajcarii.

Opielka dodaje, że prezydent Duda najwyraźniej chciał się przypodobać Amerykanom, gdy kilka miesięcy temu zaproponował podniesienie poziomu obowiązkowych wydatków na obronę w krajach NATO z dwóch do trzech procent PKB.

Lęk przed Rosją

„Nie powinno się zaprzeczać temu, że polskie lęki wobec Rosji są zrozumiałe. Od ponad 250 lat Polska ma pełną konfliktów historię z mocarstwem na wschodzie” – pisze dalej autor i przypomina o czasach zaborów, wojnie polsko-bolszewickiej, napaści Stalina, narzuconej władzy komunistycznej i stanie wojennym.

Dlatego nie może dziwić, że po 1989 roku zarówno polskie rządy jak i mieszkańcy chcieli zbliżenia z Zachodem, czyli z UE i NATO. Zdaniem autora Polska została przyjęta do Sojuszu przez USA „z otwartymi ramionami”.

Opielka stwierdza, że bazując na tak zwanej doktrynie Giedroycia i Mieroszewskiego polskie rządy już dawno, i jeszcze przed rosyjską agresją, głośno opowiadały się za przystąpieniem Ukrainy do NATO, widząc w tym szanse na zabezpieczenie suwerenności tego kraju i wzmocnienie pozycji samej Polski. Jego zdaniem jest to jednak błędne przekonanie.

Według autora takie postawienie sprawy pomija fakt, że suwerenność ma różne odcienie, a prawdziwie suwerenne są tylko światowe mocarstwa jak USA, Chiny czy Rosja. „Nawet duże kraje UE będące pod parasolem ochronnym USA, są w zasadzie ograniczone w swojej suwerenności” – pisze.

Po drugie, stosując tę doktrynę, nie docenia się historycznych, etnicznych i gospodarczych związków między Ukrainą a Rosją, które są – jak pisze Opielka – o wiele bliższe niż między Polską a Rosją. Pomija ona też polityczne możliwości, jakie mogłyby wynikać dla Kijowa z militarnej neutralności, gdyby ta została przez Zachód politycznie zabezpieczona.

Strefy wpływów

Autor dodaje, że napaść Rosji na Ukrainę tłumaczy się w Polsce wyłącznie „żarłocznym imperializmem” Moskwy i Putina, ale nie natowską polityką rozszerzenia.

„W dużej mierze zapomina się, że Rosja, niechętnie i zgrzytając zębami, ale jednak zgodziła się na przystąpienie do NATO Polski i innych byłych krajów satelickich Związku Sowieckiego. To, że jako wzmocnione mocarstwo, z powodów militarnych, geostrategicznych, ekonomicznych jak i kulturowych, nie chciała i nie chce zaakceptować na swoich granicach wojsk NATO, odrzucane jest w Polsce jako niedozwolona polityka stref wpływów, jak gdyby rozszerzenie NATO nie było rozszerzeniem strefy wpływów USA, tudzież obozu zachodniego” – pisze Opielka.

Autor dodaje, że w wyniku wojny Rosji z Ukrainą, niezależnie od jej rezultatu, jak i z powodu pozycji Warszawy, już teraz podkopane zostało bezpieczeństwo Polski. Jego zdaniem zwiększone wydatki na czołgi, myśliwce czy zwiększanie liczebności armii, nie pomoże w konfrontacji z hybrydowymi aktami destabilizacji wymierzonymi w Polskę.

Zdaniem Opielki, ze względu na swoją historię, i jako członek NATO, Polska mogłaby odgrywać taką rolę, jaką w konflikcie z Rosją próbuje odgrywać premier Węgier Viktor Orban. Zamiast tego Warszawa prezentuje jednak maksymalne żądania Kijowa. W ocenie autora to obstawanie przy kontynuowaniu wojny z niezliczonymi ofiarami i ryzykiem dalszej eskalacji.

Krytyczny komentarz na temat polskiej polityki wobec Rosji i Ukrainy pojawił się na stronach internetowych berlińskiej gazety „Berliner Zeitung”. W gościnnym artykule autorstwa Jana Opielki czytamy, że Warszawa zachowuje się nieodpowiedzialnie i ryzykuje eskalację konfliktu z Moskwą.

Przypominając o polskiej propozycji, aby natowskie rakiety strącały rosyjskie pociski nad zachodnią Ukrainą, autor tekstu pisze, że „jeśli USA mogą polegać na kimś, kto działa jeszcze głośniej i bardziej nieodpowiedzialnie i prowadzi werbalne zbrojenia, to na Warszawie”.

Pozostało 88% artykułu
Polityka
Atakowanie celów w głębi Rosji przez Ukrainę. Syn Trumpa pisze o wojnie światowej
Polityka
Sondaż: Czy prezydentura Donalda Trumpa poprawi bezpieczeństwo Polski? Wiemy, co sądzą Polacy
Polityka
„Historyczny moment” armii Indii. Mają broń, której nie ma prawie nikt
Polityka
Donald Trump staje się problemem dla republikańskiego Senatu
Materiał Promocyjny
Europejczycy chcą ochrony klimatu, ale mają obawy o koszty
Polityka
Elon Musk kpi z Wołodymira Zełenskiego. Kwestionuje niepodległość Ukrainy?