Obecny prezydent Francji to nie jest Charles de Gaulle. W 1969 roku generał rozpisał referendum w sprawie drugorzędnej reformy Senatu, aby sprawdzić, jak bardzo zachował zaufanie Francuzów po rewolucji cywilizacyjnej 1968 roku. I choć dysponował przytłaczającą większością w Zgromadzeniu Narodowym, złożył urząd, gdy jego propozycja zmian została odrzucona.
Emmanuel Macron ma dziś znacznie trudniejszą sytuację niż jego wielki poprzednik: sondaż IPSOS dla radia Bleu wskazuje, że popierające go ugrupowania zdobędą w nadchodzących wyborach ledwie od 70 do 100 mandatów w 577-osobowym parlamencie. Jednak w liście do Francuzów zapewnia: „możecie być pewni, że jako prezydent będę do maja 2027 roku działał jako obrońca naszej Republiki i jej wartości, z szacunkiem dla pluralizmu i waszych wyborów, w służbie was i Narodu”.
Zjednoczenie Narodowe jest na fali po części dzięki rozbiciu gaullistowskiego ugrupowania Republikanie
Jeśli wierzyć sondażom, w niedzielę 7 lipca Francuzi obudzą się z parlamentem, w którym żadne ugrupowanie nie będzie miało bezwzględnej większości. Na niezwykły sukces może liczyć Zjednoczenie Narodowe (ZN), które miałoby zwiększyć stan posiadania z 88 do 195–245 mandatów.
Po części to wynik manewru zaplanowanego przez bretońskiego miliardera Vincenta Bollorégo, który zbudował prawdziwe imperium medialne wierne skrajnej prawicy. Przekonał on lidera umiarkowanie konserwatywnego ugrupowania Republikanów Érica Ciottiego do przyłączenia się do Marine Le Pen. Co prawda, większość partii była przeciw, jednak mimo wszystko w ten sposób ZN zdołało zwiększyć swoje siły w sondażach o 4 pkt proc., do 35 proc.
Czytaj więcej
- Nacjonalizm nigdy nie był rozwiązaniem problemów - mówił na wspólnej konferencji prasowej z ministrami obrony Polski i Francji w Paryży minister obrony Niemiec, Boris Pistorius.