„Rosjanin z Chińczykiem są braćmi na wieki. Umacnia się jedność narodów i ras. Plecy wyprostował prosty człowiek. Stalin i Mao słuchają nas”. Chór Aleksandrowa zaśpiewał tę piosenkę w grudniu 1949 roku podczas pierwszego i jedynego spotkania Mao Zedonga z Józefem Stalinem w Moskwie. Od tamtej pory wszystko się zmieniło, zarówno w Chinach jak i w Rosji. Zniknęło państwo, na którym niegdyś wzorowały się komunistyczne Chiny. Dzisiaj już nie łączy ich wspólna ideologia, Friedrich Engels, Karol Marks czy Włodzimierz Lenin.
Rosję Władimira Putina i Chiny Xi Jinpinga łączy autorytaryzm oraz to, że obaj chcą rządzić dożywotnio i zasiadają w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Obaj nienawidzą USA. Wojna trwa od ponad roku, rosyjska armia ugrzęzła na wschodzie i południu Ukrainy, a Zachód nie tylko izoluje Rosję, ale i wydaje nakaz aresztowania rosyjskiego prezydenta. Poszczególne kraje NATO wysyłają nad Dniepr coraz poważniejszą broń, a część rosyjskich oligarchów od miesięcy w różnych europejskich stolicach próbuje udowodnić, że nie są przyjaciółmi Władimira Putina. Wizyta chińskiego przywódcy w Moskwie oznacza jedno – Pekin uznał, że sytuacja gospodarza Kremla jest na tyle kiepska, że Chiny muszą interweniować. Obecność Xi Jinpinga w Moskwie to wyraźny sygnał nie tylko dla Zachodu, ale i dla rosyjskich elit, że Putin ma poważnego patrona.
Czytaj więcej
Zdaniem Władimira Putina tzw. chiński plan pokojowy „może być wykorzystany jako podstawa do pokojowego rozwiązania konfliktu na Ukrainie, gdy Zachód i Kijów będą na to gotowe”. Deklarację taką wygłosił po zakończeniu spotkania z przywódcą Chin Xi Jinpingiem.
Pekin nie może pozwolić na to, by reżim w Rosji został obalony, a już tym bardziej nie może dopuścić do tego, by rozpoczął się tam proces demokratyzacji kraju. Chińczycy doskonale zdają sprawę z tego, że w takim przypadku pozostaliby sam na sam z Zachodem i straciliby jedynego sprzymierzeńca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ oraz w klubie państw posiadających broń jądrową. Mają Tajwan, Sinciang i wiele innych problematycznych tematów w relacjach ze światem zachodnim. W Pekinie rozumieją, że to Chiny, a nie Rosja, są dzisiaj traktowane przez Waszyngton jako główne wyzwanie i zarazem niebezpieczeństwo dla Stanów Zjednoczonych.
Chiński przywódca w Moskwie niewiele mówił, ale jedną rzecz powtarzał – świat nie może być jednobiegunowy. Wspierając więc Rosję, uderza w Zachód. A przy okazji nieźle na tym zarabia. Nie chodzi tylko o rosyjskie surowce energetyczne, które Chiny otrzymują w wyjątkowo atrakcyjnej cenie, co sprzyja tamtejszej gospodarce. Nigdy wcześniej w swojej historii Chiny nie miały lepszej okazji, by na dobre się zadomowić na rosyjskim Dalekim Wschodzie, do którego wciąż czują sentyment. Mogą też zameldować się w rosyjskim sektorze energetycznym, otrzymując udziały np. w takich spółkach jak Gazprom czy Rosnieft. Lepszej okazji już nie będą mieli. Chińczykom nie chodzi o Władimira Putina, myślą kilkadziesiąt lat do przodu. Rosja, która myślała, że potrafi zarządzać konfliktami w różnych miejscach na ziemi w swoich interesach, sama stała się pajacykiem w rękach Pekinu.