Od 15 lat nie było w Izraelu takich zamachów terrorystycznych, jak w miniony piątek i sobotę, które zakończyły się śmiercią siedmiu Żydów i palestyńskiego napastnika. Ale też nie było od dawna takiej sytuacji, jak w styczniu tego roku – w sumie zginęło 32 Palestyńczyków.
Są wśród nich nie tylko uzbrojeni bojownicy, których izraelskie władze zwalczają od zawsze. Dżenin na ziemiach okupowanych uchodzi za miejsce przygotowań antyizraelskich akcji, stąd liczne akcje policji i wojska. W czwartek w czasie jednej z nich wydarzenia wymknęły się spod kontroli i w wyniku strzelaniny zginęło dziewięciu Palestyńczyków, w tym starsza kobieta.
Czytaj więcej
Uzbrojony napastnik otworzył ogień w pobliżu synagogi we wschodniej Jerozolimie, zabijając co najmniej osiem osób i raniąc 10, zanim został zastrzelony przez służby bezpieczeństwa - poinformowała izraelska policja.
Wstęp
Następnego dnia dwudziestokilkuletni Palestyńczyk otworzył ogień we wschodniej Jerozolimie do wiernych wychodzących z synagogi w czasie szabasu. Nie miał automatu, lecz zwykły karabin. Każdy z siedmiu strzałów kończył się śmiercią.
W sobotę 14-letni palestyński chłopak postrzelił dwie osoby – ojca i syna. To w jerozolimskiej dzielnicy Silwan. Młody napastnik został ostrzelany przez świadków wydarzenia i przebywa w szpitalu, tak jak jego ofiary. Już po wydarzeniach w Dżenin bojownicy Hamasu, rządzącego Strefą Gazy, zaatakowali Izrael rakietami. Rząd odpowiedział atakami lotnictwa. Wszystko to wygląda jak wstęp do krwawej konfrontacji palestyńsko-izraelskiej. Może doprowadzić do powstania palestyńskiego, intifady.