Tysiące manifestantów ubranych w żółto-zielone kolory Brazylii wdarło się w niedzielę wieczorem czasu warszawskiego na rampę, która prowadzi bezpośrednio do budynków izby niższej i senatu największego kraju Ameryki Łacińskiej. A stamtąd, jak 6 stycznia 20221 w Waszyngtonie, manifestantom, których największa sieć telewizyjna kraju O Globo nie bez racji nazwała „terrorystami” i „wandalami” udało się wejść do obu budynków. Część z nich zaczęła się kierować do Palacio do Planalto, oficjalnej siedziby prezydenta.
Bolsonaryści, którzy od wielu dni manifestowali przed siedzibą Sztabu Generalnego Armii, domagają się interwencji sił zbrojnych. Nie jest jasne, czy sam Jair Bolsonaro, który wyjechał na Florydę aby nie brać 1 stycznia udziału w ceremonii przekazania władzy swojemu następcy, lewicowemu Ignacio Lula da Silva, wiedział czy nawet kierował tą akcją.
Manifestantom udało się też wejść do budynku Sądu Najwyższego, jednak po około dwóch godzinach zostali z niego wyrzuceni przez siły porządkowe. W tym samym czasie policji wojskowej udało się też zepchnąć manifestantów z rampy prowadzącej do budynków parlamentów.
O godzinie 18.00 czasu Brasilii prezydent Lula zabrał głos. W emocjonalnym przemówieniu poinformował, ze wydał dekret o interwencji sił federalnych w stolicy. Nazwał manifestantów „faszystami” i „wandalami”. Podkreślił, że brazylijska lewica, choć jej przedstawiciele byli torturowani w trakcie wojskowej dyktatury, nigdy nie podnieśli ręki na instytucje demokratycznego państwa. - Wszyscy ludzie, którzy to zrobili, zostaną znalezieni i ukarani - zapowiedział. Dodał też, że „policjanci, którzy pomagali dziś terrorystom w Brasilii, nie mogą pozostać bezkarni i pozostać w służbie, ponieważ nie są godni zaufania”.