Klincz po izraelsku. Partia Netanjahu prowadzi w sondażach, ale nie wiadomo, co z większością

Nikogo już nie dziwią kolejne przedterminowe wybory. Ani to, że maleją szanse na utworzenie stabilnego rządu.

Publikacja: 31.10.2022 03:00

Najważniejsze pytanie wtorkowych wyborów: czy do władzy wróci Beniamin Netanjahu?

Najważniejsze pytanie wtorkowych wyborów: czy do władzy wróci Beniamin Netanjahu?

Foto: MENAHEM KAHANA / AFP

Krwawe zamieszki na okupowanym Zachodnim Brzegu, radykalizacja sceny politycznej oraz procesy sądowe wieloletniego premiera Beniamina Netanjahu – takie jest tło kolejnych, piątych w ostatnich czterech latach wyborów parlamentarnych w Izraelu.

Fotel premiera lub więzienie

Z przedwyborczych sondaży nie sposób odczytać, czy w wyniku wtorkowych wyborów uda się utworzyć stabilną koalicję rządową. Wiadomo jednak, że największe szanse na wygraną ma prawicowy Likud 73-letniego byłego premiera Beniamina Netanjahu, nazywanego powszechnie Bibi. Ma sprawdzonych sojuszników na prawicy i w partiach religijnych, lecz nie ma gwarancji, że taki sojusz zdoła uzyskać większość co najmniej 61 mandatów w 120-osobowym Knesecie. W izraelskiej polityce nie funkcjonuje klasyczny podział na prawicę i lewicę. Tak może było kiedyś, ale od czasów Netanjahu podział ten stracił na znaczeniu. Dzisiaj działają w zasadzie dwa obozy. Pierwszy skupiony wokół najdłużej urzędującego premiera w dziejach państwa, drugi to obóz jego przeciwników. Izraelskie media mówią o dwu frakcjach: Bibi i anty-Bibi.

To od arabskich mieszkańców Izraela zależy w dużej mierze wynik wyborów

Obecne wybory są więc swego rodzaju referendum na temat, czy mający rozliczne problemy z wymiarem sprawiedliwości Netanjahu może jeszcze mieć moralne prawo do rządzenia krajem czy też powinien trafić za kratki. Nie byłby pierwszym izraelskim prominentnym politykiem w roli więźnia. Był wśród nich skazany za gwałt prezydent Mosze Katsaw, premier Ehud Olmert za korupcję i oszustwa oraz kilkunastu ministrów.

Jest to całkiem realna perspektywa dla Netanjahu, jeśli nie uda mu się utworzyć rządu, doprowadzić do dekryminalizacji zarzucanych mu czynów i dokonać zmian personalnych w prokuraturze generalnej.

Netanjahu ma jednak niemałe szanse, aby zrealizować tak zarysowany plan. A to za sprawą powyborczego sojuszu z radykalnie nacjonalistycznym ugrupowaniem o nazwie Religijni Syjoniści. Partia ta, skupiająca trzy syjonistyczne środowiska, przedstawiła już gotowy projekt zmian w kodeksie karnym, zgodnie z którym w przypadku nadużycia zaufania oraz oszustwa przez osoby publiczne w czasie wykonywanie swych funkcji nie groziłaby już kara trzech lat pozbawienia wolności, tak jak to jest w wypadku zwykłych osób fizycznych.

Czas radykalnych syjonistów

Taka regulacja czyniłaby bezprzedmiotowymi dwa z trzech procesów, w których Netanjahu występuje w roli oskarżonego. W tej sytuacji pozostałby zarzut o przyjęcie korzyści majątkowych przez byłego premiera, który niekoniecznie musiałby zakończyć się skazaniem.

W przedwyborczych sondażach Religijni Syjoniści są obecnie trzecią największą siłą polityczną w Izraelu po Likudzie i partii Jest Przyszłość obecnego premiera Jaira Lapida. Mają szanse na zdobycie 13–15 mandatów, co powinno ich liderom zapewnić stanowiska ministerialne w kolejnym rządzie Netanjahu, jeżeli dojdzie do jego utworzenia.

– Liczą na Ministerstwa Sprawiedliwości czy Spraw Wewnętrznych. Problem w tym, że jeden z czołowych polityków na tej liście, 46-letni Itamar Ben Gwir, był uczniem szowinistycznego rabina Meira Kachane, którego organizację Amerykanie umieścili przed laty na liście organizacji terrorystycznych. Netanjahu jest zdecydowany na sojusz z Ben Gwirem mimo jasnych ostrzeżeń z USA – mówi „Rzeczpospolitej” Awi Scharf z dziennika „Haarec” krytycznego wobec byłego premiera. Ben Gwir jest królem wśród izraelskich osadników na Zachodnim Brzegu. Zrezygnował już wprawdzie z postulatów deportacji Arabów z okupowanego Zachodniego Brzegu, ale żąda od mieszkańców tych obszarów jasnej deklaracji, że akceptują istnienie państwa żydowskiego. Był znany z tego, że na ścianie swego biura umieścił portret Barucha Goldsteina, amerykańskiego Żyda, który zmasakrował 29 Palestyńczyków w Hebronie w 1994 roku.

Czekanie na Arabów

To od arabskich mieszkańców Izraela zależy w dużej mierze wynik wyborów. Stanowią 20 proc. mieszkańców państwa żydowskiego i po raz pierwszy w jego historii w roku ubiegłym zostali uczestnikami koalicji rządowej początkowo premiera Naftaliego Bennetta, a obecnie Jaira Lapida. Bez nich nie byłoby możliwe odsunięcie latem ubiegłego roku Netanjahu z funkcji premiera po 12 latach nieprzerwanych rządów. Powstała wtedy egzotyczna koalicja ośmiu partii, od lewa do prawa, rozpadła się po roku, po tym jak w partii Bennetta, Jamina, nastąpił rozłam. Premierem został Lapid, ówczesny szef dyplomacji i to on jest obecnie głównym konkurentem Netanjahu. Odtworzenie przez niego koalicji na wzór tej, która przestała niedawno istnieć, będzie niezwykle trudne. Nie wiadomo, co zrobią po wyborach ugrupowania Arabów izraelskich i nie jest jasne, czy lewicowe Meretz czy Partia Pracy, tradycyjni przeciwnicy Netanjahu, pokonają 3,25-procentowy próg wyborczy.

Krwawe zamieszki na okupowanym Zachodnim Brzegu, radykalizacja sceny politycznej oraz procesy sądowe wieloletniego premiera Beniamina Netanjahu – takie jest tło kolejnych, piątych w ostatnich czterech latach wyborów parlamentarnych w Izraelu.

Fotel premiera lub więzienie

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Eksplozja Nord Stream. Co śledczy z Niemiec zarzucają Polsce? "Nie do pomyślenia"
Polityka
Były wiceprezydent z partii Donalda Trumpa zagłosuje na Kamalę Harris
Polityka
Nowy rząd Francji bez lewicy. Emmanuel Macron oskarżony o to, że "ukradł wybory"
Polityka
"Oskarżony jest kandydatem". Donald Trump nie usłyszy wyroku przed wyborami
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
Polityka
Nagła rezygnacja kandydata Słowenii na komisarza po rozmowie z Ursulą von der Leyen. "Nie podzielamy koncepcji"
Materiał Promocyjny
Najpopularniejszy model hiszpańskiej marki