Jeszcze w zeszłym tygodniu były prezes Europejskiego Banku Centralnego (EBC), który w lipcu 2012 r. uratował wspólną walutę, był zdecydowany odejść. Tylko na prośbę prezydenta Sergia Mattarelli zgodził się wystąpić w tym tygodniu przed parlamentem, aby wytłumaczyć swoje stanowisko.
– Bardzo twardo postawił sprawę swojej dymisji. Wiem ze swoich źródeł, że Mattarella musiał go długo przekonywać, aby jeszcze chwilę wstrzymał się z decyzją – mówił „Rzeczpospolitej” prezes rzymskiego instytutu Agenzia Nova Fabio Squillante.
Strach przed pandemią
W środę rano Mario Draghi wystąpił jednak w Senacie w innym tonie. – Nie mogę nie brać pod uwagę powszechnego apelu, abym został. To jest wzruszające – uznał.
Z inicjatywy byłego lewicowego premiera Mattea Renziego pod petycją o pozostanie dotychczasowego szefa rządu podpisało się ponad 100 tys. Włochów. O to samo zwróciło się także do niego niemal 1600 burmistrzów włoskich miast, a także personel medyczny, który Draghi ujął, forsując skuteczną strategię walki z pandemią. Do Rzymu popłynęły ponadto apele z wielu unijnych stolic o utrzymanie obecnego układu, który zapewnia stabilność nie tylko Włoch, ale i całej zjednoczonej Europy.
Jednak Draghi postawił twarde warunki pozostania w Pałacu Chigi. Najważniejszy to utrzymanie w koalicji wszystkich dotychczasowych ugrupowań, a w szczególności Ruchu Pięciu Gwiazd (M5S), którego przywódca Giuseppe Conte wywołał w minionym tygodniu kryzys polityczny, wycofując poparcie dla Draghiego.