Podczas telewizyjnej debaty nie brakowało spięć. Padały słowa "nie przerywaj mi", "to jest błędne" i wzajemne oskarżenia o posiadanie skurczonej, mało ambitnej wizji Francji i jej przyszłości.
- Przestań wszystko mieszać - powiedział Macron do Le Pen podczas wymiany zdań na temat zadłużenia Francji. - Nie pouczaj mnie - odpowiedziała liderka Zjednoczenia Narodowego, atakując rywala za jego osiągnięcia w Pałacu Elizejskim. Tym razem unikała pułapek z poprzedniej debaty w 2017 roku, kiedy to jej kandydatura prezydencka rozsypała się, ponieważ pomyliła notatki i straciła pewność siebie.
Dla Le Pen, która pozostaje w tyle za Macronem w sondażach, wyczekiwana debata była szansą na przekonanie wyborców, że ma predyspozycje, by zostać prezydentem, a oni nie powinni obawiać się, że władzę obejmie skrajna prawica.
Czytaj więcej
To była zapewne ostatnia szansa dla liderki skrajnej prawicy na odwrócenie spadku poparcia w sondażach i zachowanie szansy na zdobycie Pałacu Elizejskiego. Nie udało się.
- W ciągu najbliższych pięciu lat moim absolutnym priorytetem będzie zwrócenie Francuzom ich pieniędzy" - powiedziała Le Pen, dodając, że Francuzi "cierpieli" przez całą prezydencję Macrona.