Mejza twierdził, że autorzy materiału opublikowanego przez wp.pl kierowali się stalinowską zasadą "dajcie mi człowieka, a ja znajdę paragraf". Jest to, zdaniem wiceministra, "największy atak polityczny po 1989 roku".
- Nagonka na mnie ma na celu zniszczenie mnie psychiczne, abym zrezygnował z polityki, z bycia posłem. Jeżeli oddam mandat - to na moje miejsce wejdzie poseł opozycji. Opozycja przejmie władzę i obali rząd - mówił Mejza, zapewniając, że bezwzględnie popiera rządy Zjednoczonej Prawicy.
Polityk uznał, że zostało na niego wydane "zlecenie" i pytał, dlaczego dziennikarze, którzy go "oczerniają", nie zainteresowali się prof. Maksymowiczem lub prof. Grodzkim, którym zarzuca się korupcję.
Jednocześnie Mejza przyznał, że jego firma organizowała wyjazdy za granicę, "aby pomóc chorym ludziom", mimo że wcześniej zapewniał, że po zasięgnięciu informacji fachowców, dotyczących metod leczenia, wycofał się z firmy. Jednocześnie Mejza podkreślił, że nie zainkasował z tego tytułu żadnych pieniędzy.
Dowód na "udzieloną pomoc" i wyleczenie przedstawił towarzyszący Mejzie na konferencji jego znajomy, który - cierpiąc na chorobę nieuleczalną, wrócił zdrowy z Meksyku - Tomasz Guzowski. To on miał namówić Mejzę na założenie firmy.