Dokładnie na miesiąc przed wyborami doczekaliśmy się nie tylko hiperaktywnej kampanii (prawica potrafi organizować dwie regionalne konwencje dziennie), ale również długo oczekiwanego programu Prawa i Sprawiedliwości – ponaddwustutrzydziestostronicowego opracowania pt. „Polski model państwa dobrobytu”. Sceptycy powiedzą, że papier zniesie wszystko, ale zarówno sympatycy, jak i zacięci wrogowie partii prezesa Kaczyńskiego mają wreszcie kompleksowe opracowanie, do którego można i trzeba się odnieść.
Zapewne program wyborczy PiS będzie przez najbliższe tygodnie rozpracowywany w najdrobniejszych szczegółach. A nie będzie to wcale proste, bo składa się niemal z samych szczegółów. Dziś, po pobieżnej lekturze, można tylko opisać ogólne wrażenia. Do przedstawienia gruntowej oceny potrzebna będzie jednak znajomość Excela i kalkulator, choćby po to, by sprawdzić, czy zakładany wzrost PKB pozwoli na hojne wydatki. Przyda się też szczypta magii, by zagwarantować, że światowa gospodarka nie wejdzie w recesję, bez czego nie da się udźwignąć kosztów „Polskiego modelu państwa dobrobytu”.