AfD jest partią skrajnie prawicową i z tego powodu izolowaną przez inne, a Höcke przywódcą najskrajniejszej frakcji w tym ugrupowaniu i zarazem liderem Alternatywy w Turyngii. W tym landzie we wschodnich Niemczech 27 października odbywają się wybory do parlamentu.
47-letni Björn Höcke jest gwiazdą wieców wyborczych. Zwolennicy wykrzykują jego nazwisko, po wystąpieniu ustawiają się w kolejce, by zrobić sobie z nim selfie czy poprosić o autograf w wydanym na papierze kredowym, liczącym 96 stron programie wyborczym „Mój Heimat, moja Turyngia”.
To o nim najczęściej się w Niemczech mówi faszysta, neonazista, rasista, antysemita.
- Czuję się wspaniale, bo coraz więcej ludzi nie daje sobie narzucić tego karykaturalnego obrazu, który mi malują media głównego nurtu. Jak się mnie pozna, to się wie, że nie jestem ani nazistą, ani politykiem o jakiś niemoralnych zamiarach - powiedział mi Höcke, gdy skończyła się kolejka wielbicielek i wielbicieli w 24-tysięcznym Sonnebergu, na południowym zachodzie landu, tuż przy granicy z Bawarią, gdzie wystąpił w niedzielę wieczorem.
Przeciw multikulturalizacji
Temat numer jeden to polityka imigracyjna. Taka sama u wszystkich partii, od CDU po postkomunistyczną Lewicę - Höcke kilkakrotnie w czasie przemówienia użył w tym kontekście słowa „multikulturalizacja”. Sugerując, że doprowadzi to kiedyś do tego, że Niemcy będą mniejszością w swoim kraju. Na razie we wschodnich landach nie ma wielu obcokrajowców, ale ich liczba rośnie (według Höckego w Turyngii od początku lat 90. wzrosła o ponad 700 procent). - Jak tak dalej pójdzie, to będziemy mieli tu arabskie gangi jak w Berlinie czy Zagłębiu Ruhry oraz Turków strzelających na naszej autostradzie 71 z okazji wesela.