Rząd Beniamina Netanjahu robi, co może, by państwo Palestyńczyków nie powstało tam, gdzie ich żyje najwięcej, czyli na Zachodnim Brzegu Jordanu. Dlatego nie aż tak szokująco zabrzmiała wypowiedź Ajuba Kary, ministra w kancelarii izraelskiego premiera.
W połowie lutego, w przeddzień spotkania swojego szefa z prezydentem USA Donaldem Trumpem, powiedział, że będzie na nim omawiany plan powołania do życia państwa palestyńskiego, składającego się ze Strefy Gazy (rządzi tam radykalny palestyński Hamas) i przylegającej do niej części Synaju, który należy do Egiptu. A nie na terenie Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu, jak to jest w planach od ponad dwóch dekad.