Junior rozumie współczesne winiarstwo. Taki przykład: 70 kilometrów na południe od nich jest Villany, region winiarski, w którym Węgrzy próbują przekonać świat, że potrafią robić tak dobre merloty czy cabernety jak Francuzi i czasem im się nawet udaje. Ale po co, skoro takie same wina powstają też w Chinach, Indiach czy połowie Ameryki? Czy nie lepiej postawić na coś, co jest tylko nasze, co wynika z tradycji, co jest częścią naszej duszy i co najlepiej oddaje terroir? Lepiej, uważa Junior, który przekonuje świat do kadarek (było o nich tydzień temu) i kekfrankosów.
Ale posłuchajcie tego jeszcze raz: kekfrankos (wymawiamy „kekfrankosz"). To nie brzmi jak wielkie wino. A blaufränkisch? Jeszcze gorzej. Lemberger? Kto taki? Jak dodam frankovka modra, wzbudzę tylko salwę śmiechu. A jednak Heimannowie udowadniają, że ze szczepem o tych mało spektakularnych nazwach, dającym lekkie, owocowe, proste, rustykalne wina można powędrować na szczyty. Przyznam, nie byłem przekonany, pewnie dlatego, że na drugie Tomasz mnie dali. A jednak.
Efekt? Ja tego felietoniku nie piszę, ja krzyczę do państwa, że cuda i dziwy się tu dzieją, że sam uwierzyć nie mogę. Najpierw mamy podstawowy Kekfrankos Szekszard 2018, bombę ze świeżych owoców leśnych, wino, które samo wlewa się do kieliszków. Słyszeliście, że kekfrankos to prócz owoców leśnych także przyprawy, pieprz i papryka? Mój absolutny faworyt z doliny Baranya-Volgy pokazuje to, jak na ćwiczeniach z degustacji. Trącące jeżyną, żywe i żwawe wino. Cud. Bati Kereszt 2018 jest najbardziej tradycyjnym kekfrankosem w zestawie, liściastym i leśnym, z delikatną wiśnią, porzeczką. Wspaniała robota.
I tak dochodzimy do Szivem 2018, wybryku natury. To najdroższe wino Heimannów, faktycznie wart dużo większych pieniędzy ich klejnot w koronie z 50-letnich krzewów. Tak smakuje najelegantsza wiśnia świata, wino doskonałe. Jazda obowiązkowa.