Mam swoje lata. Przychodzi taki czas, że człowiek budzi się o trzeciej nad ranem i zaczyna mu się przypominać wszystko, co zrobił źle, kiedy się ześwinił, choć właściwie nie było wiadomo czemu. Może nawet ludzie o tym ześwinieniu zapomnieli albo nie wiedzą, ale ja przecież wiem i to mnie prześladuje. Człowiek robi rachunek sumienia, kogut pieje... To jest pora, kiedy trzeba robić to zsumowanie i zadać sobie jeszcze raz pytanie, kim jesteśmy i po co jesteśmy, i jak mamy być z innymi. To są pytania, na które trudno odpowiedzieć. Nie udaje się mi tego zrobić, nie myśląc o kraju. Jest więc i taki wiersz, który mówi, że politycy tworzą z nas bruk, wbijając w ziemię, głowa przy głowie, budują tę nowoczesną drogę, po której kroczą i walą nas podkutymi butami po łbie, a nas krew zalewa... Każdy poeta, małego czy większego kalibru, mówi to, co jest w ludziach. I myślę, że czasami mi się to udaje. A wtedy ludzie nagle znajdują jakieś nie tyle odpowiedzi na swoje pytania, ile nazwanie tego, co czują. A nazwanie może być terapią.
Dlaczego to takie ważne?
Polska nie umie siebie odpowiedzieć. Jak Polak chce coś opowiedzieć, to mówi, że niby to było, ale nie było zupełnie tak, a może było inaczej, a nie wiadomo właściwie, czy było. Nie umie, bo nie wie, jak wygląda Polska. Jacy są ludzie, jacy jesteśmy. Nawet ci, którzy chodzą do szkół turystyki, sprawdzałem to. Opowiedzcie o terytorium w okręgu 20 km od waszego domu — prosiłem. To najwyżej wybąkają o jakichś pomnikach, o tej całej akademijnej Polsce, która nam jest wmówiona i której nie znosimy. A nie umieją opowiedzieć o tej zwyczajnej, w której żyją i która jest w nich. To, że Polski nie umieją Polacy opowiedzieć, jest dowodem poważnej zbiorowej choroby psychicznej. Dawniej przynajmniej śniliśmy o Polsce, była ona niejasna, ale sen jakiś był. A teraz wiemy, że ów sen nie obowiązuje, ale innego nie mamy. I już nie śnimy. Człowiek, który w ogóle nie ma snów, jest zagrożony psychiatrycznie. Naród, który nie ma snów o sobie, podobnie.
Ale przecież co jakiś czas jakieś marzenie się jednak pojawia.
Jakie jest marzenie o Polsce? Że mamy być drugą Irlandią? Przestrzegałem moich przyjaciół, że to jest hasło, które im wyjdzie bokiem. Cud irlandzki? Nie ma żadnego cudu. Jest wynik różnych skomplikowanych rzeczy i długiego starania się i lat, które były w Unii, które doprowadziły do tego, że zdarzyła się przez chwilę prosperity, która już jest zresztą zagrożona. Mówiłem, że to jest zabójcze hasło, bo ludzie zaczną z cudu rozliczać. I już pytają i wyśmiewają się z drugiej Irlandii. Tak jak wyśmiewali się z tego bezsensu Wałęsy o drugiej Japonii. A przedtem Gierka, który wymyślił jakiś drugi kraj, który miał powstać. Zdumiewa mnie, dlaczego programy polityczne są tak ogólnikowe. To, że mamy być szczęśliwsi, że ma być sprawiedliwie i że ma się żyć lepiej, to już wymyślił Gierek.
I nieco mnie przeraża stan myśli, przynajmniej w formułowaniu tych haseł. Albo politycy nie myślą, albo mają złych doradców od public relations. Potem mają kłopoty z tym, co sami powiedzieli, i nie wiedzą, co z tym robić. W sprawie tej drugiej Irlandii zwracałem uwagę. Na to mówili mi, „ale to takie nośne hasło”. No, nośne. Tylko ręce opadają.
Może jest sen o tym, że na świecie znają magiczne hasło, niby „sezamie otwórz się”, tylko ci, co go znają, nie chcą nas wtajemniczyć. Więc na pewno kolejna ekipa sprawi ten cud, odgadnie magiczne hasło. Jeśli to taki nasz sen, to zabójczy…
(1935 r.). Autor wielu tomików poezji (debiut: „Wigilie wariata”, 1958 r.), sztuk, musicali, oratoriów, tekstów piosenek, tłumacz z języka irlandzkiego, czeskiego, jidysz. Był m.in. kierownikiem literackim Teatru Telewizji w latach 60., kierownikiem artystycznym zespołu filmowego Silesia.