Co chciał pokazać papież

Kilka tygodni temu pisałem, że Benedykt XVI nie cieszy się uznaniem liberalnych mediów. Przewidywałem też, że wkrótce znowu stanie się ich negatywnym bohaterem.

Publikacja: 30.01.2009 18:59

I spełniło się. Dawno już na Watykan nie posypało się tyle gromów. Zdaniem jednych papież przekreślił dokonania Soboru Watykańskiego II, inni twierdzą, że zerwał z dziedzictwem Jana Pawła II. Przedstawiciele środowisk żydowskich mówią o końcu dialogu chrześcijan z judaizmem, niektórzy katoliccy teologowie sprawiają zaś wrażenie, że gdyby mogli, to sami najchętniej ekskomunikowaliby Benedykta XVI.

Na pierwszy rzut oka trudno zrozumieć taką reakcję. Podjęta przez Rzym decyzja o zdjęciu ekskomuniki z lefebrystowskich biskupów ma charakter religijny. Szczęśliwie żyjemy w świecie, w którym nikt nie musi być katolikiem i uznawać papieskich decyzji za obowiązujące.Gdyby jeszcze lefebryści byli ruchem wpływowym i politycznie znaczącym. Ale nie są. W końcu czterech biskupów, kilkuset księży i kilkaset tysięcy wiernych to w porównaniu do całego Kościoła środowisko nieliczne.

Nie sądzę też, by oburzenie komentatorów dało się wytłumaczyć zachowaniem biskupa Richarda Williamsona, który w jednym z wywiadów kwestionował istnienie komór gazowych oraz zaniżył radykalnie liczbę zabitych Żydów. Przecież zniesienie ekskomuniki w żadnym wypadku nie oznacza akceptacji czyichkolwiek historycznych, politycznych czy społecznych poglądów. Słowa biskupa Williamsona są dowodem swoistego zdziczenia i pokazują, co się dzieje z ludźmi, dla których jedyną racją bytu staje się opór wobec świata. Chcąc wciąż potwierdzać swoją tożsamość i udowadniać niezłomność, wygłaszają coraz bardziej skrajne sądy.

Jaki zatem jest ten istotny powód protestów? Chodzi chyba o to, że zdejmując ekskomunikę, Benedykt XVI uznał za uprawnioną krytykę najważniejszych przejawów Kościoła posoborowego. Można być katolikiem - wskazał papież - i jednocześnie powątpiewać w sens ekumenizmu, odrzucać nowe formy dialogu międzyreligijnego i kwestionować, oczywiście teoretycznie, zasadę wolności religijnej jako przyrodzonego prawa każdego człowieka. To właśnie - a nie łacińska msza święta - najistotniejsze przyczyny sporu. Jeśli lefebryści są w obrębie Kościoła, to ich zarzuty wobec Pawła VI i Jana Pawła II, zgodnie z którymi posoborowi papieże rzekomo zamiast głosić religię objawioną, ulegli świeckiemu humanitaryzmowi, wyrażają dopuszczalny punkt widzenia. Nie znaczy to, że Benedykt XVI się z nimi zgadza, wręcz przeciwnie. Wszakże nie uznaje, by ktoś, kto go reprezentuje, musiał zostać wykluczony.

Znosząc ekskomunikę, papież chciał pokazać, że w Kościele nie nastąpiło zerwanie z tradycją. Że skoro w jego obrębie mieszczą się ci, którzy odrzucają zmiany posoborowe, to znaczy, że sobór nie podważył ciągłości. Sam Kościół jest zawsze ten sam. Czas rozstrzygnie, czy ten papieski eksperyment się powiedzie.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/blog/2009/01/30/pawel-lisicki-co-chcial-pokazac-papiez/]blog.rp.pl[/link]

Plus Minus
Artysta wśród kwitnących żonkili
Plus Minus
Dziady pisane krwią
Plus Minus
„Dla dobra dziecka. Szwedzki socjal i polscy rodzice”: Skandynawskie historie rodzinne
Plus Minus
„PGA Tour 2K25”: Trafić do dołka, nie wychodząc z domu
Plus Minus
„Niespokojne pokolenie”: Dzieciństwo z telefonem