Szumowskiego mi żal. To był naprawdę niezły minister zdrowia, który przynajmniej w onkologii zaczął coś realnie zmieniać, teraz jednak wszystkich interesuje tylko wirus. Na razie naród nosi go (Szumowskiego, nie wirusa) na rękach, docenia jego poświęcenie obecne i przeszłe, gdy pomagał u Matki Teresy w Kalkucie, imponuje mu kariera naukowa wziętego kardiologa, nawet bokserskie hobby dodaje ludzkiego rysu. Za chwilę, za pół roku, za rok, ci sami mogą go znienawidzić, uznać, że wszystkich oszukał, zresztą dopóki nie był ministrem, to żadnego wirusa nie było, a teraz proszę, jest, czyja to wina? Że nazbyt to prostackie? Spokojnie, nie takie brednie politycy są w stanie wmówić swoim wyznawcom, niektórzy zresztą już zaczynają.
Ciekawsze jest jednak coś innego. Oto na naszych oczach okazuje się, że jesteśmy jakimś zupełnie innym narodem. Innym, niż myśleliśmy, i chyba innym, niż naprawdę byliśmy. Jeszcze w styczniu, w lutym, dwa miesiące temu przysięgalibyśmy, że Polacy z zasady i automatycznie każdemu poleceniu władz postawią się okoniem. W naturze naszej leży wszak i przekora, i głęboko posunięta nieufność, i buntowniczy charakterek. Że władza mówi, by po psie sprzątać? Ha, ha, niech sprząta sama jak taka głupia, niech od siebie zacznie, a nie nas, maluczkich, cisnąć będzie. W Warszawie najlepiej niech sobie sprzątają i w parkach piwka nie piją, my swoje prawa znamy.
I co? Willkommen in Polen, niemieccy jesteśmy do szpiku kości! Kazali w domu siedzieć, a legalność spacerów była niejasna? Siedzieliśmy i szlus, psa do kuwety szczać nauczyliśmy! Jasne, telewizje z oburzeniem pokazywały tłumy na bulwarach, ale za tłum robiło wtedy ze trzydzieści, niech będzie pięćdziesiąt osób. W dwumilionowej Warszawie. Okazaliśmy się, głupio przyznać, niesłychanie zdyscyplinowani i posłuszni, sami się nadziwić nie możemy.
Jednego byliśmy i jesteśmy o sobie pewni – wolność kochamy ponad wszystko. Cała nasza historia i kultura nam o tym opowiadają, że o wolność waszą i naszą, ale też, że liberum veto. Bo wolności żadnych ograniczeń, żadnych ram nie stawialiśmy, do przesady, do anarchii, niech się wali i pali, ale szlachcic na zagrodzie. I co? Teraz wolność oddajemy w imię odpowiedzialności. W imię czego?! My, Polacy, odpowiedzialni? Jeszcze Witkacy psy wieszał na naszym aprenuledelużyzmie, że po nas choćby potop, że ogarnął nas jako naród, excusez le mot, jebałpiesizm. A tu nagle, proszę, odpowiedzialni.