Teraz będzie tak samo?
Niekoniecznie, ponieważ nikt Kaczyńskiego nie „podtopił".
Francuzi grożą, że jeśli Polska i Węgry zgłoszą weto, to reszta krajów przygotuje mechanizm rozdzielenia pieniędzy z funduszu pomocowego, omijając te dwa kraje. To nie jest podtopienie?
Słowa to za mało. Moim zdaniem kluczowe zdarzenie, które dało przewagę chuliganom, miało miejsce wiosną tego roku, gdy rozważano w unijnych gremiach, czy nie przygotowywać porozumienia w sprawie Funduszu Odbudowy w gronie 25 państw. Wtedy jednak unijni przywódcy uznali, że nie ma co się męczyć, że byłoby to możliwe, ale czasochłonne i szarpiące nerwy, a przecież z Polakami i Węgrami można się dogadać. Gdy tylko tamci się cofnęli, to dali dowód, że ich pogróżki to są tylko słowa.
Co teraz będzie?
Jest wyjście, który wszystkich mogłoby zadowolić – zgoda na to, że jeżeli Polska lub Węgry zaskarżą rozporządzenie o praworządności do Trybunału Sprawiedliwości, to Komisja Europejska nie będzie wnosić o zastosowanie tego mechanizmu do czasu rozstrzygnięcia przez Trybunał. Dałoby to PiS dwa lata na wstawienie swoich pachołków do sądów.
Trybunał potrafi szybko się uwinąć, jeśli chce.
W sprawie pytań prejudycjalnych tak, ale w innych sprawach obowiązuje kolejka. Zatem PiS zdobędzie dwa lata, wepchnie swoich pachołków do sądów i nawet jeżeli później Unia się za to weźmie, gdzieś około 2023 roku, to nie będzie tak skuteczna, bo łatwiej jest zablokować coś niż odkręcić stan zastany. Sądzę, że jeżeli zostanie osiągnięty jakiś kompromis, to ten z czasową kastracją rozporządzenia o praworządności.
A czy fakt, że na krajowym podwórku mamy niesamowite wrzenie spowodowane „piątką dla zwierząt", orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, pandemią, może sprawić, że sprawy europejskie wymkną się spod kontroli?
Raczej nie, ale sprawy europejskie mogą być jedną z przesłanek demokratycznej rewolucji, która narasta. Czy do niej dojdzie, czy będzie poroniona, czy skuteczna, rozstrzygnie się po zelżeniu uścisku pandemicznego, bo podczas zarazy nie obala się rządów. Zatem to jest kwestia wiosny.
Jakie to przesłanki?
Krach państwa w obliczu pandemii. Rząd nie przygotował służby zdrowia, administracji, obywateli do tego, co się teraz dzieje. Zmarnowano trzy, cztery miesiące. Utrwala się przekonanie, że obóz władzy nie dochował należytej staranności. Zatem po ustąpieniu traumy, czyli w okresie wychodzenia z epidemii, zacznie się zgłaszanie roszczeń np. za poniesione straty i rozliczenia za strach. Kolejna przesłanka to spór o aborcję. Zniszczenie kompromisu aborcyjnego, który ucukrował się przez 27 lat, wywołało bardzo głęboki konflikt.
Widzimy to na ulicach.
Teraz to przygasło z powodu Covid-19 i tego, że twarzą protestów są dwie histeryczne niewiasty rzucające mięsem i krzyczące, iż obalają rząd. Może to odpowiada niektórym rozemocjonowanym komentatorom, ale znacznej większości tych, którzy są wściekli z powodu zerwania kompromisu aborcyjnego, nie odpowiada.
Ale ciągle są wściekli?
Oczywiście są i będą wściekli. To nie przeminie. Gdy zelżeje pandemiczny uścisk, aborcja będzie kolejnym polem konfliktu. Następnym elementem stanie się kwestia europejska, jeżeli nie dojdzie do zawarcia kompromisu i Polska straci z tego powodu pieniądze. Ludzie obwinią za to rząd, nie Unię Europejską. A jest jeszcze jedna przesłanka, na razie niedoceniana – chodzi o interwencję policji wobec ostatnich demonstracji aborcyjnych. Nie bije się i nie używa pododdziałów terrorystycznych wobec kobiet, które pokojowo demonstrują, co każdy widział. „Rzucanie mięsem" nie jest wystarczającą przesłanką do użycia siły. Do tego dochodzi coraz częstsze gnębienie nastolatków. Nie bije się kobiet i nie gnębi dzieci – to jest bardzo mocno ugruntowana norma kulturowa.
Niektórzy komentatorzy uważają, że Jarosław Kaczyński specjalnie napuścił policję na kobiety, bo lubi rządzić w warunkach konfliktu, a do tego potrzebuje wroga.
Moim zdaniem to nie było planowane. Owszem, nakręcono mechanizm nadgorliwości wśród części kadry oficerskiej policji, ale nie celowo. Jeżeli komendant główny policji na początku przyszłego roku ma pójść na emeryturę, to w policji nastąpi kadrowe trzęsienie ziemi. Wielu się boi, że może coś stracić, inni chcieliby awansować, a za nadgorliwość, nawet głupią i szkodzącą PiS, jeszcze nikt nie został zganiony, zwłaszcza że PiS nie wie, że to mu szkodzi. Po prostu sprawy zaczynają się wymykać spod kontroli i coraz częściej tak będzie. Taka dynamika została uruchomiona.
Ale czego właściwie się pan spodziewa tej wiosny?
Na wiosnę może dojść do masowych demonstracji z jednym żądaniem – przedterminowych wyborów. Przed tym scenariuszem może uchronić władzę nieudolność całej opozycji. Nadchodzącą rewolucję trzeba podkarmiać, a oni się ograniczają do rutyny, do wykrzyczenia, że PiS jest straszne, złe i obrzydliwe, i do zgłoszenia wotum nieufności dla Jarosława Kaczyńskiego. Nie krytykuję tego, ale to nie są działania, które by dynamizowały przyszłą rewolucję.
Chce pan powiedzieć, że PiS mimo tych wszystkich błędów może się upiec?
Oczywiście, bo, po pierwsze, nie każda ruchawka zmienia się w rewolucję. Potrzebna jest praca. Po drugie, jeżeli nawet dochodzi do masowych antyrządowych wystąpień z politycznym postulatem przedterminowych wyborów, ale dzieje się to bez żadnej koncepcji politycznej, to społeczeństwo staje przed niemiłym wyborem – władza jest zła, głupia i obrzydliwa, ale gdzie jest rozsądna alternatywa? Nie musi być cudowna, ale przynajmniej nieco lepsza. Wielu się zastanowi, czy włączyć się w rewolucję, jeżeli spodziewaną alternatywą będzie Borys Budka czy Włodzimierz Czarzasty negocjujący powstanie rządu i podział tek ministerialnych, a jeszcze dopychał się będzie do tego Szymon Hołownia, który ogranicza się do kaznodziejstwa fejsbukowego. Jeżeli po jednej stronie będzie zła władza, a po drugiej całkowita niepewność i widoma nieudolność, to władza może wygrać.
Dlaczego doszło do obalenia tego „ucukrowanego" kompromisu aborcyjnego?
Dlatego że w wyborach 2019 roku weszło do Sejmu coś na prawo od PiS, czyli Konfederacja.
To zawsze był czarny sen Kaczyńskiego. Dlatego iż Ziobro, który wybił się na niezależność, przeprowadził ofensywę pod hasłem, że w PiS prawdziwą prawicą jest on. A z tym Kaczyńskim nie wiadomo dokąd my, prawicowcy, zajedziemy. I wreszcie, w PiS zawsze było kilkudziesięciu posłów, nad którymi prezes w sprawach aborcji nie panował. Począwszy od 1993 roku Kaczyński zawsze był zwolennikiem kompromisu aborcyjnego, zawsze głosował przeciwko niemu i zawsze robił wszystko, żeby jego decyzja była nieskuteczna. Przypomnę rok 2007, kiedy doszło do wojny o wpisanie do konstytucji ochrony życia ludzkiego od poczęcia – Kaczyński głosował ostatecznie za projektem LPR i Marka Jurka, ale przedtem zrobił wszystko, żeby nie miał on wymaganych do zmiany konstytucji dwóch trzecich głosów. Teraz stanął przed wyborem: albo odmrozić projekt antyaborcyjny, likwidujący przesłankę embriopatologiczną, który został zamrożony na etapie prac komisyjnych, albo załatwić to przez Trybunał Konstytucyjny. W tym pierwszym przypadku musiałby za tym zagłosować i wina spadłaby na PiS i na niego osobiście. Poza tym uchwalenie tej ustawy trwałoby kilka tygodni, ze względu na Senat. Ludność miałaby czas się zmobilizować i gwałtownie protestować. A w tej drugiej koncepcji podejrzewam myślenie: „nasi wyborcy uwierzą, że zrobił to Trybunał Konstytucyjny i nie mógł orzec inaczej, a nasi przeciwnicy trochę pokrzyczą". Spodziewano się, że będą jakieś krzyki i demonstracje, ale słabe, bo mamy pandemię, a w okresie zagrożenia zgodnie z piramidą Maslowa troska o własne życie, zdrowie i bezpieczeństwo staje się podstawą ludzkich działań. Kwestie aborcji są na wyższych szczeblach tej piramidy.
To dlaczego ta piramida się nie sprawdziła?
Kompromis aborcyjny był realną częścią Konstytucji III RP i przesądzał o relacji państwo–kobiety. Mężczyźni w ciążę nie zachodzą, zatem są w tym przypadku w lepszej sytuacji. Ich to prawo nie dotyczy bezpośrednio. A kobieta, jeżeli nawet nie chce przerwać ciąży, to musi brać pod uwagę reakcję państwa i wymiaru sprawiedliwości. Kompromis aborcyjny przez całe lata 90. miał więcej przeciwników niż zwolenników, ale to się jakoś utrzęsło i jeżeli nawet znakomita większość nie darzyła go entuzjazmem, to go popierała. Ten kompromis porządkował wspólny społeczny świat, moralność, prawo stanowione. Może był niewygodny, ale dało się z tym żyć.
A z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego żyć się nie da?
Jeżeli większość społeczeństwa uważa, że się nie da, to się nie da.