Reklama
Rozwiń

Francja. Wolność, równość, aborcja

Emmanuel Macron zapowiedział wpisanie do konstytucji prawa kobiet do aborcji. To odpowiedź na ograniczanie możliwości legalnego przerywania ciąży w Ameryce, ale także w Polsce.

Publikacja: 17.03.2023 10:00

Co trzecia Francuzka raz w życiu przechodzi zabieg aborcji, co dziesiąta dwukrotnie. Swój sprzeciw w

Co trzecia Francuzka raz w życiu przechodzi zabieg aborcji, co dziesiąta dwukrotnie. Swój sprzeciw wobec potencjalnych zmian w prawie obywatele Francji wyrażają między innymi podczas Międzynarodowego Dnia Bezpiecznej Aborcji, przypadającego 28 września (na zdjęciu demonstracja z 2022 r.)

Foto: CHRISTOPHE ARCHAMBAULT/AFP

Chciałabym na początek podzielić się z wami odczuciem kobiet: przepraszam, że się do tego posuwam w tym gremium złożonym niemal wyłącznie z mężczyzn. Otóż żadna kobieta nie decyduje się na aborcję z radością. Aby się o tym przekonać, wystarczy z kobietami rozmawiać” – przemówiła przed Zgromadzeniem Narodowym w 1975 roku Simone Veil, przedstawiając projekt ustawy o legalizacji usuwania płodu. Wystąpienie to po dziś dzień narzuca kierunek debaty we Francji nad tą fundamentalną kwestią etyczną. Nie chodzi w niej o spór teologiczny, o to, kiedy zaczyna się życie: w chwili poczęcia czy wraz z urodzeniem. Ani o to, czy aborcja jest czymś dobrym, czy złym – we Francji jest zgoda, że to zawsze jest dramat.

Debata toczy się natomiast nad tym, czy ustawodawca ma prawo rozstrzygać o tym, czy aborcja jest dozwolona, wchodzić tak głęboko w życie obywateli. Czy też jest to decyzja kobiety, której nikt nie ma prawa jej odebrać. Dlatego gdy prezydent Macron niemal pół wieku od przemówienia Veil, uratowanej z Holokaustu więźniarki Auschwitz i wielkiego autorytetu moralnego, mówił o wpisaniu prawa do aborcji do konstytucji, odwołał się do artykułu 2 Deklaracji praw człowieka i obywatela, którą rewolucyjna Francja przyjęła w 1789 roku. Mówi on: „celem wszelkich stowarzyszeń politycznych jest ochrona praw naturalnych i niezbywalnych człowieka. Tymi prawami jest wolność, własność, bezpieczeństwo i obrona przed opresją”. Przekonanie, że prawo do aborcji wchodzi w skład „niezbywalnych wolności człowieka”, najwyraźniej przemawia jak mało co do mieszkańców republiki: 81 proc. Francuzów i 82 proc. Francuzek uważa, że należy oddać w ręce kobiet los płodu.

Czytaj więcej

Trump, nadzieja Putina

To nie są uciechy

Ale jest też wciąż żywy argument statystyczny, do którego odwołała się już w 1975 roku Veil. Wskazała, że w czasach, gdy aborcja była zagrożona karą więzienia, przynajmniej 300 tys. Francuzek decydowało się każdego roku na przerwanie ciąży. Około 300 z nich płaciło za to życiem. Tyle że odkąd ustawa o legalizacji aborcji weszła w życie, liczba przerwanych ciąż nigdy nie była tak duża, jak przed 1975 rokiem. I to mimo że nad Sekwaną mieszka dziś 67 mln osób, podczas gdy przed pół wiekiem były ich 53 mln. Choć co trzecia Francuzka raz w życiu przechodzi przez ten zabieg, a co dziesiąta nawet dwukrotnie, to jednak rekordowa liczba zabiegów z 2019 roku to ok. 232 tys.

Najważniejszą przyczyną powolnego, ale jednak wyraźnego spadku liczby przerwanych ciąż wydaje się to, że legalizacji aborcji towarzyszyła coraz dalej idąca rozbudowa polityki rodzinnej, świadomego macierzyństwa. Jego elementami były kursy, dostęp do środków antykoncepcyjnych, a także polityka wspierania subwencjami wychowania dzieci przez państwo. To polityka, która wywodzi się jeszcze z przełomu XIX i XX wieku, kiedy Francji zależało na dogonieniu pod względem liczby ludności ówczesnego arcywroga – Niemiec. Wciąż powoduje ona jednak, że dzietność nad Sekwaną wyniosła w 2022 roku 1,8 urodzeń na kobietę, podczas gdy w Polsce, gdzie przerywanie ciąży jest niemal całkowicie zakazane, sprowadza się do dramatycznego poziomu 1,38.

Ale jest i trzeci powód, dla którego przemówienie Veil położyło solidne fundamenty pod przekonanie Francuzów, że prawo do aborcji jest czymś trwałym – ta inicjatywa wyszła od prawicy i przez to nie jest przedmiotem polaryzacji politycznej, jak to się dzieje w naszym kraju. Simone Veil wchodziła w skład ekipy, na której czele stał prezydent Valéry Giscard d’Estaing, polityk, który założył trzy lata później liberalną Unię na rzecz Demokracji (UDF), oraz gaullistowski premier Jacques Chirac. Jednak pierwsze kroki w tym kierunku zrobił sam Charles de Gaulle. Gdy w 1966 roku były członek ruchu oporu i bliski towarzysz generała Lucien Neuwirth zwrócił się do prezydenta o legalizację pigułki antykoncepcyjnej, usłyszał najpierw słowa oburzenia. „Nie poświęcimy Francji na ołtarzu uciech!” – oświadczył de Gaulle. Jednak po głębszej refleksji przyznał: macie rację, przekazanie życia to coś fundamentalnego, co nie może być owocem przypadku.

Bezpośrednią przyczyną wystąpienia Veil był drastyczny przypadek 16-letniej Marie-Claire Chevalier, która w 1972 roku zaszła w ciążę w wyniku gwałtu i zdecydowała się na tajną aborcję. Broniona przez Gisèle Halimi, wybitną adwokatkę i działaczkę praw kobiet, której niedawnego 8 marca Macron oddał szczególny hołd, została ostatecznie zwolniona z więzienia. Opinię publiczną na tyle poruszył ten proces, że od tej pory władze przestały ścigać kobiety, które zdecydowały się na aborcję.

Grunt pod ustawę Veil ostatecznie przygotowała deklaracja wybitnych francuskich aktorek, pisarek, myślicielek, w tym Simone de Beauvoir, Françoise Sagan, Marguerite Duras czy Catherine Deneuve. Wszystkie one przyznały, że w przeszłości przeprowadziły aborcję. Ryzykowały więzieniem, ale ich autorytet i nastawienie opinii publicznej najwyraźniej spowodowały, że nie zdecydowano się na pozwanie ich do sądu. Przepisy zakazujące przerywania ciąży okazały się martwe.

Hiszpania się cofa

Skoro prawo do aborcji jest tak mocno osadzone we Francji, dlaczego Macron chce je potwierdzić zapisem w konstytucji? Inicjatywa jest popularna wśród Francuzów przede wszystkim przez to, co ostatnio dzieje się za granicą – zarówno w innych krajach Unii Europejskiej, jak i Ameryce.

1 stycznia 2019 roku niegdyś bardzo przywiązana do katolicyzmu Irlandia zezwoliła na aborcję do 12. tygodnia ciąży (24. tygodnia w przypadku zagrożenia dla życia kobiety). Wcześniej zakaz już miał mocno teoretyczny charakter, bo podobnie jak dziś Polki, tak i Irlandki korzystały ze swobody przemieszczania się w Unii i przeprowadzały operację poza swoim krajem, głównie w Wielkiej Brytanii. Bezpośrednim powodem, dla którego Leo Varadkar, pierwszy otwarcie homoseksualny premier Irlandii, zaproponował legalizację aborcji, był tragiczny przypadek śmierci młodej dziewczyny w trakcie poronienia. Dramat miał miejsce po tym, gdy odmówiono jej przerwania ciąży. Jednak głębszym powodem zniesienia kar za aborcję była gwałtowna laicyzacja kraju po ujawnieniu licznych przypadków pedofilii wśród księży, za które nigdy nie spotkała ich żadna kara.

Zielona Wyspa jedynie zwieńczyła proces zniesienia karalności aborcji w najbardziej konserwatywnych krajach Unii. Pięć lat przed nią zdecydował się na to Luksemburg, a rok wcześniej – Cypr. Jedynym krajem UE, gdzie przerywanie ciąży w każdych okolicznościach jest całkowicie zakazane pod groźbą trzech lat więzienia, pozostała malutka Malta.

A jednak wielu Francuzów w ostatnim czasie zaczęło się obawiać, że kierunek debaty w Unii w sprawie przerywania ciąży nie jest przesądzony. Szerokim echem nad Sekwaną odbiły się manifestacje, które przetoczyły się przez polskie miasta pod koniec 2020 roku, gdy Trybunał Konstytucyjny po myśli obozu rządzącego zamknął możliwość aborcji z powodu deformacji płodu – 90 proc. legalnych jeszcze operacji. Wcześniej, w 2015 roku, portugalski rząd wprowadził poprawkę do dotychczas obowiązujących przepisów i obciążył kosztami aborcji pacjentki. Na Słowacji tylko w latach 2018–2020 przedłożono 11 poprawek do przepisów o aborcji.

Fundamentalną próbę cofnięcia prawa do aborcji podjął w grudniu 2013 roku hiszpański konserwatywny rząd Mariano Rajoya. Proponował, aby przerywanie ciąży było możliwe tylko wówczas, gdy zagrożone jest życie matki lub ciąża jest wynikiem gwałtu. Przepisy miały być więc podobne do tych, które obowiązują dziś w Polsce. Do tego jednak nie doszło z powodu ogromnych manifestacji sprzeciwu. Lider Partii Ludowej (PP) zadowolił się więc poprawką, zgodnie z którą niepełnoletnie kobiety nie mogą przeprowadzić aborcji bez zgody rodziców. 

Czytaj więcej

Jak Brytyjczycy zaufali globalizacji i się rozczarowali

Odrodzenie religijne

To jednak przede wszystkim wyrok Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych z 24 czerwca ubiegłego roku wywołał we Francji niepokój o przyszłość prawa do aborcji. Stosunkiem głosów sześciu do trzech amerykańscy sędziowie odwołali istniejącą od niemal 50 lat gwarancję prawa do przerywania ciąży (wyrok Roe v. Wade). Z tego powodu w mniej więcej połowie stanów, przede wszystkim z amerykańskiego interioru, bardzo szybko wprowadzono zakaz aborcji. Jednocześnie kilka stanów, jak Kalifornia czy Michigan, wprowadziło do swojej konstytucji zapisy przyznające kobietom prawo do podjęcia ostatecznej decyzji w sprawie losu płodu. Podczas gdy jedni powitali z radością decyzję Sądu Najwyższego, uznając, że zapewni ona życie tysiącom spłodzonych Amerykanów, inni uznali, że oto nastąpiło cofnięcie praw kobiet i wolności obywatelskich o pół wieku.

Inaczej niż we Francji za oceanem aborcja spowodowała więc głęboki podział społeczeństwa. Przebiegał on jednak nie tylko po linii geograficznej, ale przede wszystkim politycznej i światopoglądowej. Jak podaje waszyngtoński instytut badania opinii publicznej Pew, 61 proc. mieszkańców Stanów Zjednoczonych uważa, że przerywanie ciąży powinno być dostępne dla kobiet bez ograniczeń. Jednak za tą średnią kryją się bardzo duże różnice zależnie od tego, czy pyta się zwolenników demokratów, czy republikanów. W tej pierwszej grupie aprobata dla swobody przerywania ciąży od wielu lat stopniowo rosła i dziś wynosi aż 80 proc. Po stronie republikańskiej poparcie prawa do aborcji jest dość stabilne i wynosi dziś ok. 38 proc.

Tę odmienną ewolucję należy przypisać przede wszystkim obcemu Francji, a specyficznemu dla Ameryki odrodzeniu religijnemu: poprzez niezwykły wzrost znaczenia kościołów ewangelikalnych. Ich członkowie przyjmują pryncypialną lekturę Biblii. Stąd aż 74 proc. z nich uważa, że aborcja powinna być bezwzględnie zakazana (24 proc. jest za jej legalizacją). U katolików tak silnych przekonań nie widać, skoro większość (56 proc.) jest za prawem kobiet do aborcji, a jedynie 42 proc. im go odmawia. Gdy zaś zapytać Amerykanów religijnie obojętnych, aż 84 proc. odpowiada, że to do przyszłej matki należy decyzja, czy chce donosić ciążę, czy też nie (15 proc. jej tego prawa odmawia). 

Muzułmanie nad Sekwaną

Konserwatywne środowiska ewangelikalne postawiły na swoim zrządzeniem losu. W czasie ledwie jednej kadencji Donald Trump mianował dożywotnio aż trzech spośród dziewięciu sędziów Sądu Najwyższego, na wiele lat, a być może i dekad, zmieniając równowagę w tym gremium na rzecz przewagi poglądów konserwatywnych. 45. prezydent USA, który chyba przez nikogo nie jest utożsamiany ze wzorem moralności, wypełnił w ten sposób kontrakt zawarty z wyborcami ewangelikalnymi, bez których nie zdobyłby fotela prezydenta. Przyczynił się w ten sposób do dalszego pogłębienia polaryzacji społeczeństwa: Joe Biden już zapowiedział, że przewodnim tematem jego kampanii przed wyborami prezydenckimi w 2024 roku będzie przywrócenie gwarancji kobiet do przerywania ciąży. To temat, który ma potencjał mobilizowania własnych (lub demobilizowania cudzych) wyborców, nie tylko zresztą w USA: ograniczenie możliwości przerywania ciąży w 2020 roku trwale zniechęciło co czwartego wyborcę do PiS.

Jednak amerykańska debata uświadomiła Francuzom, że na kwestię aborcji można nie tylko patrzeć przez pryzmat „niezbywalnych wolności” zapisanych w Deklaracji praw człowieka i obywatela z 1789 roku, ale również z perspektywy prawd wiary. Zgodnie z tą logiką życie pochodzi od Boga i tylko On, a nie człowiek, może je odebrać.

We Francji fundamentalistyczny ruch ewangelikalny, podobnie jak w innych krajach Europy, pozostaje marginalny. Jednak nad Sekwaną od lat toczy się gorąca debata w sprawie zagrożenia dla laickiego państwa, jakie niesie 7-milionowa mniejszość muzułmańska. Od dostępu do żywności Hallal w szkołach, przez odrębne godziny dla kobiet i mężczyzn na basenach publicznych czy szczegółowe zasady uboju zwierząt stara się ona krok po kroku wprowadzić do prawodawstwa wartości wywodzące się z Koranu. Co prawda społeczność muzułmańska nie wysuwała do tej pory postulatów odnoszących się do ograniczenia aborcji, jednak najwyraźniej część Francuzów żywi obawy, że tak może się kiedyś stać, jeśli z uwagi na wyższą rozrodczość i narastającą, nielegalną imigrację udział wyznawców islamu we francuskim społeczeństwie będzie nadal rósł.

Czytaj więcej

Jak nie Rosja, to Chiny i Katar. Czy Zachód stać na walkę o wartości

Za mało głosów w parlamencie?

Nad postulatem wpisania do konstytucji prawa do aborcji od pewnego czasu pracuje francuski parlament. Izba Deputowanych 24 listopada przyjęła przytłaczającą większością głosów (337 „za” przy 32 „przeciw” i 18 wstrzymujących się) projekt ustawy zaproponowany przez wywodzącą się z ugrupowania radykalnej lewicy Francja Niepokorna deputowaną Mathilde Panot. Co znaczące, choć posłowie gaullistowskiej partii Republikanie i skrajnie prawicowego Zgromadzenia Narodowego podzielili się w tej sprawie, to przecież Marine Le Pen głosowała za nowym prawem do aborcji.

Dwa miesiące później postulat zmiany konstytucji w związku z przerywaniem ciąży przyjął francuski Senat. Ale tu konieczna była zmiana zapisów, bo w zgromadzeniu zasiadającym w pałacu Luksemburskim większość ma konserwatywna prawica. Formułę, która zgromadziła niewielką (166 „za” przy 152 „przeciw”) większość, zaproponował dawny współpracownik Simone Veil, senator Philippe Bas. Mówi ona nie o „prawie” do aborcji, ale „wolności”, jaką powinna w tej sprawie mieć kobieta.

Teraz obie izby parlamentu muszą uzgodnić wspólną wersję poprawki do konstytucji. Ale nawet jak to się uda, wpisanie prawa do aborcji do konstytucji łatwe nie będzie. Musiałoby za tym głosować trzy piąte członków obu izb parlamentu. Tymczasem Macron nie ma nawet zwykłej większości wśród deputowanych i senatorów. Co gorsza, chce on przy okazji przeprowadzić szerszą zmianę ustawy zasadniczej, wpisując do niej m.in. powrót do siedmioletniej kadencji prezydenckiej i zmianę podziału administracyjnego kraju. Część posłów uważa, że w ten sposób głowa państwa ich szantażuje.

Jeszcze bardziej ryzykowna jest alternatywna droga zmiany konstytucji: przez referendum. Emmanuel Macron cieszy się zaufaniem ledwie 38 proc. obywateli i nie jest jasne, czy nawet dla ugruntowania prawa do aborcji wystarczająca ich liczba zapomni na chwilę o niechęci, jaką żywi do francuskiego przywódcy.

Plus Minus
Konsumpcjonistyczny szał: Boże Narodzenie ulubionym świętem postchrześcijańskiego świata
Plus Minus
Kompas Młodej Sztuki 2024: Najlepsi artyści XIV edycji
Plus Minus
„Na czworakach”: Zatroskany narcyzm
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Plus Minus
„Ciapki”: Gnaty, ciapki i kostki
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku