Zrobiłam mały eksperyment, ale chyba używałam złych długopisów – a testowałam na trzech różnych – bo nie udało mi się wychuchać z jednego krzyżyka więcej niż jednej odbitki. A to i tak tylko wtedy, kiedy odbijałam na świeżo. Trochę lepszy wynik daje poślinienie palca, ale też starcza na jeden, góra dwa wymęczone krzyżyki, bo przecież między ich przystawianiem jest wymuszona wymianą kart do głosowania przerwa. Pomijam już nawet to, jak kuriozalnie wyglądałby liczący karty członek komisji, gdyby próbował robić to tak, jak opisuje Grobelny. To też ćwiczyłam. Gdyby Renata Grochal zrobiła podobny eksperyment, prawdopodobnie nie byłoby okładkowego tematu ostatniego „Newsweeka”, bo byłoby oczywiste, że skuteczne sfałszowanie wyborów umazanymi palcami jest po prostu niewykonalne z powodów technicznych.