Zamiast podsumowania i ponownego przeżywania tego, o czym chciałabym jak najszybciej zapomnieć, a życie nie daje, trochę o moich politycznych marzeniach na nowy rok.
Marzenie pierwsze i największe to oczywiście koniec wojny w Ukrainie, ale koniec na warunkach samych Ukraińców. Wszyscy chcemy końca wojny, wszystkich nas w różny sposób dotyka, ale to Ukrainki i Ukraińcy płacą za nią najwyższą cenę. I zasłużyli na to, żeby ostateczne zawieszenie broni nie musiało być dla nich trudnym do zaakceptowania kompromisem, choć pewnie jakimś rodzajem kompromisu być musi. Marzy mi się jednak, żeby koniec wojny zostawił Rosję osłabioną, upokorzoną i izolowaną. W interesie nas wszystkich. Do tego potrzeba bardzo mądrego wsparcia Zachodu. Kolejnym marzeniem jest zatem to, żeby Zachód swoją rolę uniósł.