Jeśli sądzić po obowiązującym dziś na świecie prawie aborcyjnym, przekonanie, że pozbycie się ciąży jest czymś naturalnym, nie budzi już niczyich wątpliwości. Jednak w rzeczywistości spory wokół aborcji ustały tylko pozornie. Działacze organizacji pro-life twierdzą, że prawie wszechobecne w świecie liberalne prawo aborcyjne wcale nie jest odzwierciedleniem prawdziwych nastrojów społecznych. Ich zdaniem aborcji można by nawet w wielu krajach zakazać, gdyby milczący dotąd przeciwnicy przerywania ciąży zaczęli być aktywni i tego samego wymagali od reprezentujących ich polityków.
Czytaj także:
Nic nie wywołuje większego sprzeciwu zwolenników aborcji jak publiczne pokazywanie jej skutków. To dewiza Andy'ego Stephensona, szefa brytyjskiej organizacji antyaborcyjnej Abort67. Dziesięć lat temu w czasie badania USG Stephenson zobaczył 12-tygodniową córkę i choć wiedział już wcześniej, że żona jest w ciąży, dopiero wtedy naprawdę poczuł, że będzie ojcem. Kilka tygodni później wpadło mu przypadkiem w ręce zdjęcie zwłok dziecka, również 12-tygodniowego, po przeprowadzonej aborcji. Stephenson był przerażony i wściekły i, jak wspomina, nie mógł przestać myśleć o tym, co zobaczył.
– Zacząłem się zastanawiać, jak zmienić nastawienie ludzi do aborcji, jak naruszyć obecne status quo – mówi w rozmowie z „Plusem Minusem".
Trafił wtedy na informację o działalności Center for Bioethical Reform, amerykańskiej organizacji pro-life, której działacze informują na różne sposoby, na czym polega aborcja.
– Doszedłem do wniosku, że właśnie w ten sposób można skończyć z tą niesprawiedliwością – tłumaczy Stephenson – Do ludzi, szczególnie tych intelektualnie uczciwych, naprawdę można dotrzeć. Kiedy pokaże się im prawdę o aborcji, zmieniają na jej temat zdanie.