Wielu fanów seriali pamięta lato 2016, kiedy to spędzili czas z bohaterami pierwszego sezonu „Stranger Things”, który szybko osiągnął status streamingowego blockbustera. Drugi i trzeci mniej lub bardziej satysfakcjonowały publiczność, a w połowie 2022 r. pojawił się podzielony na dwie części sezon czwarty. W maju udostępniono siedem odcinków, po czym w lipcu dwa epizody na finał (trwające niemal dwie i pół godziny). W każdy z nich platforma zainwestowała po ok. 30 mln dol. I to widać na ekranie.
Czytaj więcej
Pośród licznych seriali medycznych „Będzie bolało” uderza skrajnymi emocjami. Nie bez znaczenia jest też fakt, że nakręcono go na podstawie wspomnień wypalonego zawodowo lekarza z londyńskiej placówki.
Scenarzyści koncentrują się na miasteczku Hawkins, gdzie w tajemniczych okolicznościach giną nastolatki. Pojawiają się dobrze znani z poprzednich sezonów Dustin, Max i Lucas, starsi od nich Steve, Robin i Nancy oraz nowa postać – Eddie, lider klubu Hellfire, zrzeszającego miłośników gry „Dungeons & Dragons”. Istotną rolę odgrywa tu czarny charakter, z którym muszą zmierzyć się główni bohaterowie – wkradający się do umysłów Vecna. Z tego powodu czwarty sezon jest mroczniejszy niż poprzednie, a końcówka wręcz apokaliptyczna. W ten sposób domyka się oryginalna mitologia stworzona przez braci Dufferów w serialu.
Równie ważne, jak zagadka zabójstw są obserwacje psychologiczne, jak z traumą zmagają się mieszkańcy. Całość dopełniają liczne sceny akcji, obfity humor i rozterki dorastających bohaterów. Finałowe starcie nastolatków z potworami to hołd dla horrorów i slasherów z lat 80. Po raz kolejny pojawiają się też nawiązania do kina Spielberga, Carpentera czy De Palmy.
Czwarty sezon potwierdza wysoką klasę tej produkcji, do której będzie się chciało wracać po latach. Tym bardziej że już powstaje piąty sezon.