Eksperci podają argumenty za takim lub innym systemem edukacji. Zwolennicy reformy zapowiadają, że wszystko jest już gotowe, że już za chwilę programy odpowiadające nowemu podziałowi klas będą rozpisane, przeciwnicy zaś ostrzegają przed chaosem.
Brakuje mi jednak w tej dyskusji najważniejszego pytania: do czego szkoła ma w ogóle służyć? Co właściwie ma dawać dzieciom i młodzieży? To znacznie ważniejsze od tego, czy będzie to rozwiązanie 6+3+3 czy 8+4. Przez kilka ostatnich lat dominował model edukacji polegający na tym, by wyposażyć dzieci w narzędzia potrzebne na rynku pracy. Szkołę zamieniono w jedno wielkie przygotowanie do zdawania testów. Nieważne było, by rozumieć otaczający świat, by umieć myśleć. Trzeba było umieć rozwiązywać testy. To nie przypadek, że rażący brak wykształcenia nazywa się dziś gimbazą.