Felietonistkę taką jak ja, piszącą coś raz na tydzień, tempo zdarzeń przyprawia o zawrót głowy. Kto jeszcze pamięta, że tydzień temu sensacją były prasowo-internetowe awantury wokół tego, że Robert Lewandowski (ten piłkarz) został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski – i ten order w dodatku przyjął z rąk prezydenta. Wydawało się, że Polska podzieliła się w tej sprawie na dwa wrogie obozy. Ale dziś nikt nie pamięta już o jego orderze, bo Lewandowski uszkodził sobie więzadło w kolanie. Bardzo mu współczuję, bo miałam podobny problem.

Jak podaje prasa (chyba z dumą): „uraz Polaka jest szeroko komentowany także w innych krajach" – poza Polską i Niemcami. I tu spłynęło na mnie natchnienie, jak można doprowadzić w kraju nie tylko do zgody narodowej, ale też do zareklamowania Polski w świecie, i przy okazji do społecznie potrzebnego wydatkowania pieniędzy z kasy publicznej. Otóż należy wykupić – dla Polski, a nie dla żadnej partii politycznej, nie dla prezydenta, premiera czy prezesa, ale właśnie dla Polski – Roberta Lewandowskiego. Jego bieżąca cena to 60 mln euro, czyli 280 mln zł. Oczywiście z kontuzją kolana cena może teraz być niższa, więc należy się spieszyć!

Pieniądze na to przecież są. Przede wszystkim dopiero co powołano Fundusz Patriotyczny i przyznano na niego 30 mln zł, których jeszcze nie było możliwości wydać. Czy jest coś bardziej patriotycznego niż Robert Lewandowski? Ktoś powie, że rekonstrukcje historyczne albo kolejna sesja naukowa na temat „Konstytucja 3 maja pierwszą konstytucją demokratyczną". Ale czy Unia Europejska nie padnie szybciej na kolana przed panem Lewandowskim niż panem Jakim, niezależnie od tego, co i jak mówią?

Podobną, albo nawet większą, sumę można by uzyskać z Polskiej Fundacji Narodowej, co do której pożyteczności wiele osób (w tym i ja) ma spore wątpliwości. Jedną z jej misji jest „podtrzymywanie i upowszechnianie tradycji narodowej, pielęgnowanie polskości oraz rozwój świadomości narodowej". Czyż to, że najlepszy piłkarz świata, Polak, kopie piłkę dla Niemców, i to tych z Monachium, nie osłabia poczucia patriotyzmu, nie prowokuje poczucia niższości i ubóstwa? Pieniądze z obu wymienionych fundacji to jeszcze nawet nie połowa Lewandowskiego, ale liczba fundacji, funduszy, instytucji i instytutów mających w nazwie „patriotyzm" i walczących o wizerunek Polski jest tak duża, że i od nich można by wyciągnąć z kilkadziesiąt milionów. Może nawet sam Lewandowski coś dołoży od siebie? Ale najważniejsze to zebranie pozostałej sumy ze zbiórki ogólnopolskiej. Powinna powstać – na wzór przedwojennej Ligi Morskiej i Kolonialnej – Liga Wykupu Lewandowskiego. A zamiast hasła „Żądamy kolonii zamorskich dla Polski" – „Żądamy Lewandowskiego dla Polski". Liga Morska i Kolonialna miała przed wojną olbrzymi majątek i gdyby nie wojna (Niemcy!!!) Polska miałaby kolonie nie tylko w Afryce, ale i w Ameryce Południowej. (Ponieważ nie lubię skakać po minach, dodam, że ten Madagaskar wcale nie miał być w oryginalnych zamierzeniach dla Żydów, ale właśnie dla Polaków).

Wyobraźmy więc sobie, że Liga Wykupu Lewandowskiego organizuje zbiórkę – najlepiej internetową – i zamiast płacić Melowi Gibsonowi, polscy artyści, celebryci i sportowcy, bezpłatnie, niezależnie od preferencji politycznych, stosunku do covidu czy przerywania ciąży, jednoczą się pod hasłem „Lewandowski dla Polski", „Lewandowski for Poland", „Lewandowski nur für Polen". I nie tylko zyskamy Lewandowskiego, ale jeszcze dokuczymy Niemcom. Tylko tą akcją nie powinna zarządzać Polska Fundacja Narodowa, bo ślad po Lewandowskim mógłby szybko zaginąć.